Zabytki pozostaną w Polsce
Polska na pewno w najbliższym czasie nie odda Niemcom kolekcji manuskryptów ani samolotów ze zbiorów Goeringa - pisze "Rzeczpospolita".
W Ministerstwie Spraw Zagranicznych nikt nie chce się oficjalnie wypowiadać na temat ewentualnego zwrotu niemieckich kolekcji przechowywanych w Polsce. Nieoficjalnie urzędnicy zapowiadają długie i twarde negocjacje.
- Polska straciła w czasie wojny nieporównywalnie cenniejsze zbiory niż te, których domagają się teraz Niemcy. Dzieła Rafaela, Cranacha czy Breughla i dziesiątki tysięcy innych były o wiele więcej warte niż Berlinka czy kolekcja samolotów Goeringa - mówi jeden z urzędników pragnący zachować anonimowość.
Jak dowiedziała się gazeta, minister Anna Fotyga chce naprawić błędy, które popełnili polscy negocjatorzy prowadzący z Niemcami rokowania w sprawie polsko-niemieckiego traktatu na początku lat 90. Nasi dyplomaci zaproponowali wówczas zapis, który miał rozstrzygnąć raz na zawsze kwestię obustronnej restytucji dóbr kultury. Niemieccy negocjatorzy optowali jednak za zostawieniem sprawy do przyszłych negocjacji. - Dzisiejszy spór to efekt ustępliwości Polaków sprzed lat - mówi jeden z dyplomatów.
Polacy są skłonni negocjować z Niemcami kwestie restytucji. Zapowiadają jednak, że Polska nie odstąpi od częściowego przynajmniej zadośćuczynienia za straty, jakich doznała w czasie wojny.
Niemcy cały czas utrzymują twarde stanowisko w tej sprawie. - Od czasów zawarcia traktatu z Polską na początku lat 90. w Niemczech obowiązuje nieoficjalna doktryna: sprawa odszkodowań za II wojnę uznawana jest za zamkniętą - mówi jeden z dyplomatów z Ambasady Niemiec w Warszawie.
Jednak od tej doktryny odstąpiono przynajmniej raz pod wpływem międzynarodowego nacisku. Wtedy udało się wynegocjować pieniądze dla byłych robotników przymusowych. Wspólny front Polski, Izraela oraz USA sprawił, że Niemcy zdecydowali się utworzyć specjalną fundację, która wypłacała odszkodowania. Zdaniem polskich dyplomatów podobne rozwiązanie można byłoby zastosować w przypadku dzieł sztuki - czytamy w "Rzeczpospolitej".
INTERIA.PL/PAP