Niedziela, 13 stycznia 2019 roku to dzień, który wstrząsnął Polską. Wieczorem media obiegła wiadomość o brutalnym ataku na prezydenta Gdańska. Paweł Adamowicz otrzymał kilka ciosów nożem, będąc na scenie podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Polityk zmarł następnego dnia w szpitalu. Napastnikiem okazał się 27-letni wtedy mężczyzna - Stefan Wilmont. Kim jest oprawca, który dokonał zbrodni na oczach całego kraju? Zabójstwo Pawła Adamowicza. Kim jest Stefan Wilmont? Zaraz po ataku, w pierwszych doniesieniach medialnych zaczęły pojawiać się informacje, że Stefan Wilmont był karany za "przestępstwa zagrażające życiu lub zdrowiu". To postać dobrze znana gdańskiej policji. "Napastnik, który ugodził nożem prezydenta Gdańska był skazany za napady na cztery banki" - informowała wtedy PAP. W 2013 r. mężczyzna napadł na trzy gdańskie placówki SKOK-ów i na bank Crédit Agricole. "Zupełnie niedawno opuścił zakład karny. To mężczyzna, który przebywając w zakładzie karnym korzystał z opieki psychologów i psychiatrów" - przekazywał zaraz po ataku reporter Robert Zieliński z TVN24. Po opuszczeniu więzienia miał mieszkać z ojcem i nie zdecydował się na podjęcie pracy. Zaraz po ataku na Adamowicza nie trafił do aresztu, tylko został przewieziony do szpitala. Miał atak drgawkowy, złamany nos i był ranny w rękę. "Z SOR-u został przewieziony do Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego na tzw. Srebrzysku w Gdańsku, gdzie po konsultacji z lekarzem przetransportowano go do policyjnego pomieszczenia dla zatrzymanych. W poniedziałek rano przyjechał na przesłuchanie do prokuratury" - relacjonowała w styczniu 2019 roku "Gazeta Wyborcza". Stefan Wilmont skazany za napady na bank W maju 2014 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku odbył się proces Stefana W. i Tobiasa Ł. oskarżonych o napady na bank. Stefan Wilmont był głównym oskarżonym, miał zorganizować serię napadów na placówki SKOK - relacjonowały trójmiejskie media. "Wyciągał wtedy zza pasa spodni broń (rewolwer na naboje hukowe lub wiatrówkę - red.), po zastraszeniu personelu zabierał z kasy pieniądze" - relacjonowała proces w 2014 r. trójmiejska "Gazeta Wyborcza". Jak pisał dziennik, ze zrabowanych 15 tys. zł udało się odzyskać tylko 2,5 tys. zł. Wilmont usłyszał wtedy wyrok pięciu lat i sześciu miesięcy więzienia. Zasądzono mu też spłatę ponad 30 tys. zł: składała się na to grzywna, koszta sądowe, naprawienie szkody oraz nawiązki po pięć tysięcy złotych dla trzech poszkodowanych pracownic banków, które w wyniku napadów doznały rozstroju nerwowego. Zza krat wyszedł w grudniu 2018 roku, bo pobyt w areszcie wliczono mu na poczet kary. Zabójstwo Pawła Adamowicza. "Mówił, że ma rachunki do wyrównania" Podczas procesu o zabójstwo Adamowicza w czerwcu 2022 roku przesłuchiwany był m.in. 68-letni Wojciech W., który siedział z Wilmontem w jednej celi w dwóch zakładach karnych. - Stefana W. poznałem w 2015 r. w Zakładzie Karnym Malbork. Byliśmy w jednej grupie kąpielowo-spacerowej. Rozmawialiśmy. Chodziliśmy razem na spacery. Opowiadał wielokrotnie, że był prześladowany - mówił W. Mężczyzna wspomniał też, że później ponownie spotkali się w zakładzie karnym w Przeróbce. 68-latek opowiadał, że Stefan W. bardzo szybko się uczył i razem grali w szachy. - Był zakochany w Oliwii. W zasadzie nie rozmawialiśmy o polityce. Więzienie jest specyficznym środowiskiem, gdzie w zasadzie nie rozmawia się o polityce - zeznawał Wojciech W. i tłumaczył, że w listopadzie 2017 r. Stefan W. mówił kolegom z celi, "żeby się nie martwili, bo szybko do nich wróci". - Byliśmy zaskoczeni z kolegą, bo tak w więzieniu się nie mówi. Stefan mówił, że jak wyjdzie to szybko wróci, bo ma rachunki do wyrównania. Nie dopytywałem się, co to za rachunki, ale domyślałem się. Stefan W. miał żal do swojego kuzyna, z którym dokonali napadu na bank. Obwiniał go, że go złapali. Mówił, że musi się zemścić na funkcjonariuszu w więzieniu, który go gnębił - zeznawał kolega Wilmonta.CZYTAJ TEŻ: Holandia: Powstała baza danych noży. Ma pomóc w badaniu zbrodni Niepoczytalność i problemy ze zdrowiem Media nieoficjalnie podawały, że Wilmont już jako nastolatek miał korzystać z konsultacji psychiatrycznych. Podczas pobytu w więzieniu za napady na banki był pod opieką psychiatrów i psychologów. W opinii biegłych, gdy wszedł na scenę WOŚP i zaatakował nożem Pawła Adamowicza miał ograniczoną poczytalność. Według pierwszej opinii biegłych z Krakowa, która została sporządzona w 2019 r., Stefan W. w chwili ataku był niepoczytalny. Dwie pozostałe opinie biegłych psychiatrów z Warszawy, Starogardu Gdańskiego oraz z Łodzi wydane w 2020 i 2021 roku wskazywały, że Stefan W. w chwili zabójstwa miał ograniczoną poczytalność. Podczas samych rozpraw swoim zachowaniem również wzbudzał kontrowersje. Pod koniec marca 2022 roku przed otwarciem przewodu sądowego doszło do niecodziennej sytuacji. Stefan W. nie podał swoich danych osobowych. Obrońca oskarżonego Marcin Kminkowski powiedział w sądzie, że nie udało mu się nawiązać kontaktu z klientem. - Mimo kilkukrotnych prób nie odpowiadał na zadane pytania. Nie jestem w stanie powiedzieć, co jest tego przyczyną - dodał Kminkowski. Gdy w czwartek sąd ogłaszał wyrok skazujący go na dożywocie, Wilmont uśmiechał się i śmiał. Na początku lutego tego roku wyszły na jaw problemy zdrowotne Wilmonta, z którymi ma się zmagać od lat. Sędzia poinformowała, że przed rozprawą oskarżony przesłał do sądu wniosek o "wstrzymanie procesu" argumentując to swoim złym stanem zdrowia. We wniosku napisał, że od dziecka ma chorą trzustkę oraz inne schorzenia i domaga się badań USG. Skazany na dożywocie - Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w historii Polski - uzasadniała werdykt przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek, skazując go na dożywocie. Jednocześnie sąd uznał, że o przedterminowe zwolnienie będzie mógł się starać po 40 latach przebywania w odosobnieniu. Według sądu, Wilmont powinien odbywać wyrok w warunkach terapeutycznych. Sąd zdecydował o ujawnieniu danych i wizerunku Stefana Wilmonta m.in. z uwagi na publiczny charakter zbrodni i zainteresowanie opinii publicznej sprawą. Ujawnienia swoich danych domagał się też sam Stefan Wilmont.