- Kończą się negocjacje, wszystko na to wskazuje, że w tym tygodniu będzie podpisane porozumienie, bądź nie, ale te prace dobiegają rzeczywiście końca - powiedział dziennikarzom w Warszawie Chlebowski. Nie chciał mówić o szczegółach uzgodnień między krajami. Polska chce, by ewentualnej zgodzie na umieszczenie na jej terytorium bazy będącej częścią systemu towarzyszyła amerykańska pomoc i wzmocnienie polskiej armii, zwłaszcza obrony powietrznej. Strona polska jest zainteresowana szczególnie zestawami obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu Patriot PAC-3, THAAD lub AMRAAM. Wcześniej w radiu Chlebowski odnosząc się wizyty szefowej Kancelarii Prezydenta Anny Fotygi w USA ocenił, że w takim momencie jest ona "jedną wielką kompromitacją" i "działaniem na szkodę państwa". - Jedzie była minister spraw zagranicznych, która po pierwsze nie ma w tej kwestii żadnych upoważnień, nie ma żądnego uzgodnionego stanowiska, jedzie i prowadzi jakieś bliżej nieokreślone rozmowy. To jest kompromitujące - mówił polityk Platformy. - Zawsze wtedy, kiedy negocjacje są w końcowym etapie winni w tych negocjacjach uczestniczyć tylko negocjatorzy, a pani minister Fotyga w tej sprawie negocjatorem nie jest - dodał. Sama Fotyga mówiła po powrocie ze Stanów, że Amerykanie chcą porozumienia w sprawie tarczy. Zaznaczała jednocześnie, że nie prowadziła negocjacji. Minister w Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński podkreślał, w rozmowie z dziennikarzami, że Fotyga pojechała do USA informując o tym rząd, po to, by sondować sytuację w Stanach, "w tym bardzo specyficznym momencie, w którym w Ameryce trwa kampania wyborcza, a my finalizujemy rozmowy na temat tarczy antyrakietowej". Szef klubu Lewicy Wojciech Olejniczak uważa, że nic złego się nie wydarzyło poprzez to, że Fotyga była w Stanach. - Rząd nie wykorzystał nawet tej szansy, że pani minister uzgodniła swój wyjazd, wyjechała i być może należało jeszcze wzmocnić stanowisko negocjacyjne, a nie kłócić się - mówił w radiu. Jego zdaniem, reakcje strony rządowej na wyjazd szefowej Kancelarii Prezydenta związane są z aspiracjami prezydenckimi premiera Donalda Tuska. - Tusk - mówił - wykorzystuje każdą okazję, by dołożyć swojemu potencjalnemu przeciwnikowi. - Dziwię się, rządowi, że wprowadza zamieszanie w opinii publicznej w Polsce, ale tym samym osłabia pozycję Polski na arenie międzynarodowej - ocenił polityk SLD. Szef rządu twierdził w czwartek, że wyjazd szefowej Kancelarii Prezydenta do Stanów nie był z nim w żaden sposób uzgadniany. - To jest nie prawda, że rząd nie wiedział o wizycie pani minister Fotygi. Ten wyjazd nastąpił po takich sygnałach ze strony amerykańskiej, że warto by było, aby pozycje Polski w tych negocjacjach wzmocnić także obecnością w Stanach Zjednoczonych reprezentanta Kancelarii Prezydenta. Rząd o tym oczywiście wiedział, był o tym poinformowany - mówił prezydencki minister. Politycy komentowali też oświadczenie demokratycznego kandydata na prezydenta USA Baracka Obamy, który zapowiedział, że najpewniej jeszcze tego lata pojedzie do Izraela, Jordanii oraz Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, by ocenić sytuację "krajów, które są kluczowe dla amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego", i podtrzymać stosunki z "przyjaciółmi i sojusznikami". Według Kamińskiego, to, że Obama nie przyjedzie do Polski jest złym sygnałem, być może - jego zdaniem - wynikającym z tego, że do Ameryki docierają "niepokojące głosy z Polski, kwestionujące atmosferę dobrej współpracy między Polską, a Stanami Zjednoczonymi". - Źle się stało, że nie przyjeżdża, bo Polska jest ważnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych i Polska jest jednym z najwierniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych - podkreślił. Zwrócił też uwagę, że jednym z doradców demokratycznego kandydata jest Zbigniew Brzeziński. Olejniczak mówił, ze zasadniczym pytaniem jest, czy Fotyga zabiegała w imieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego o spotkanie w Obamą, bądź kimś z jego bliskiego otoczenia. - Trzeba ze sztabem Baracka Obamy się spotykać i rozmawiać, oni będą rządzić najprawdopodobniej Ameryką - oświadczył lider SLD. Z kolei Chlebowski uznał, że w czasie kampanii wyborczej, jaka odbywa się teraz w USA potrzebna jest powściągliwość. - Ja bym nie przeceniał tej wypowiedzi, jeżeli Barack Obama zostanie prezydentem nie sądzę, żeby traktował Polskę znacznie gorzej niż Francję, czy Niemcy.