Michał Kołodziejczak, dziś jedynka Koalicji Obywatelskiej z Konina jest znany głównie jako twórca i lider rolniczej Agrounii. Mało kto pamięta, że swoją przygodę z polityką Kołodziejczak zaczynał od członkostwa w PiS. W 2014 roku 26-letni wówczas Kołodziejczak został radnym miasta i gminy Błaszki w województwie łódzkim. Sam Kołodziejczak jest z Sieradza. Później Kołodziejczak został jednak z PiS wyrzucony. Co się stało? On sam niedawno w jednym z programów telewizyjnych wspominał to tak: "Kiedy po trzech latach bycia radnym, powiedziałem, że na wsi sytuacja jest tak trudna, zorganizowałem spotkanie w remizie pod hasłem tragicznej sytuacji w rolnictwie, to o 23 w nocy dostałem telefon od przewodniczącej PiS-u z gminy, że jeżeli zrobię to spotkanie, to oni mnie wyrzucą z PiS-u. Powiedziałem: to wyrzucajcie. Dla mnie załatwianie spraw jest ważniejsze - stwierdził Kołodziejczak w TVN24. Wedle informacji medialnych Kołodziejczak radnym z ramienia PiS był rok, a nie - jak mówi - trzy lata. On sam twierdzi dziś inaczej. Wątpliwości dotyczących okoliczności jego wykluczenia z PiS jest więcej. Kołodziejczak był w PiS. Dlaczego został wykluczony? Zwrócił na nie uwagę Błażej Spychalski, były rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy, który był koordynatorem w dziale struktur PiS w czasie, gdy Kołodziejczak był radnym. Szefem łódzkiego PiS był wtedy Marcin Mastalerek, Spychalski był tam jego prawą ręką. "Tak się składa, że osobiście pana z PiS wyrzucałem. Doskonale to pamiętam. Bajki o spotkaniu w remizie to może pan opowiadać małym dzieciom w przedszkolu. A i one nie uwierzą" - napisał w mediach społecznościowych Spychalski. Interia zapytała go o szczegóły tamtych wydarzeń. - Kołodziejczak był człowiekiem Karola Rajewskiego, który kandydował wtedy z ramienia PiS na burmistrza. On rekomendował wtedy ludzi, którzy kandydowali na radnych. I na jego plecach Kołodziejczak został radnym, ale od razu widać było, że ma o wiele większe aspiracje - opowiada Interii Błażej Spychalski.Michał Kołodziejczak wspomina to inaczej. W mediach społecznościowych twierdził, że to on wystartował, by pomóc kandydatowi PiS zostać burmistrzem. "Startowałem, by pomóc waszemu kandydatowi na burmistrza, a kiedy wasza partia zakazała mi zorganizowania spotkania z rolnikami w remizie na temat tragicznej sytuacji w rolnictwie, wiedziałem, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego" - napisał niedawno. Spychalski o Kołodziejczaku: "Grał wyłącznie na siebie" Gdy chcieliśmy go dopytać o szczegóły, wstępnie zgodził się na rozmowę. Jednak później, mimo podejmowanych przez nas prób, nie znalazł na nią czasu. Już po publikacji tekstu Michał Kołodziejczak skontaktował się z nami i zdecydował się odnieść do podnoszonych przez Błażeja Spychalskiego wątpliwości. Mówi, że radnym został w 2014 roku jako bezpartyjny, choć rzeczywiście startował z komitetu wyborczego PiS. Nie pamięta jednak, kiedy zapisano go do partii. Wspomina, że mógł to być 2015 lub 2016 rok. Twierdzi też, że członkiem PiS był do lutego 2018 roku. - Dobrze pamiętam, że wtedy organizowałem spotkanie w remizie z rolnikami i lokalnymi środowiskami. Sytuacja na wsi była dramatyczna i trzeba było coś zrobić. To było lokalnie głośne wydarzenie. Dzień przed, o 23 dostałem telefon od szefowej gminnego PiS, że jeśli zrobię to spotkanie, to mnie wyrzucą z partii. Spotkanie zrobiłem - mówi Interii Kołodziejczak. Dodaje, że wbrew informacjom, dotychczas podawanym przez różne media, członkiem PiS był dłużej niż do 2015 roku. - Na pewno do 2018, ale żadnego pisma czy dokumentu na potwierdzenie tego nie mam, bo nie dostałem. Nigdy oficjalnie, pisemnie nie poinformowano mnie o wykluczeniu z partii. A co potem sobie w tych dokumentach pisali i jakie daty tam są, to nie mam pojęcia - mówi. - Dzisiaj pan Kołodziejczak może mówić wszystko, ale są ludzie, którzy pamiętają, jak było. Szybko się na nim poznaliśmy. Zaczął mącić, kombinować, skłócać ludzi, ewidentnie chciał przejąć władzę w lokalnych strukturach PiS. Grał wyłącznie na siebie i to się akurat w nim nie zmieniło do dzisiaj - odpowiada Spychalski. - Awanturował się, przychodził do biura PiS, przyprowadzał jakichś krzyczących ludzi, robił sceny. Decyzja, żeby go wyrzucić dla dobra partii zapadła dość szybko, a spotkanie w remizie, którym dziś Kołodziejczak się legenduje zorganizował sobie po tym, jak dostał decyzję o skreśleniu z listy członków PiS - dodaje. - Może dla PiS to, co robiłem było nie do przyjęcia. Dla nich każdy, kto ma odmienne zdanie jest awanturnikiem, który rozwala partię. Tylko jedna linia i zamordyzm, tak jest tam do dzisiaj - ripostuje Kołodziejczak. Karol Rajewski, który przyprowadził Kołodziejczaka do PiS także został z PiS wykluczony, w 2016 roku. Oficjalnym powodem, podanym przez komitet polityczny PiS, były plany burmistrza dotyczące likwidacji pięciu z ośmiu podstawówek z terenu gminy. Rajewski tłumaczył, że było to podyktowane chęcią ratowania gminy przed zapaścią finansową. Kto zdobędzie więcej mandatów w Koninie Błażej Spychalski mówi, że obserwował polityczną ścieżkę Kołodziejczaka. Uważa, że od zawsze jego marzeniem był mandat posła. - Widać było od samego początku, że to człowiek, który gra na siebie, ma duże własne ambicje i aspiracje, a dobro partii czy organizacji, do której należy go nie interesuje. PiS się na nim poznał, PSL też się na nim szybko poznał. Chodził po wszystkich partiach i dopiero Donald Tusk go przygarnął, bo mu się to chwilowo opłaca - uważa Spychalski. Dlaczego opłaca? Konin to mocny okręg rolniczy, w którym dobre wyniki miała m.in. Samoobrona. Platforma Obywatelska w wyborach 2019 roku zdobyła tam dwa mandaty: jeden uzyskał Piotr Nowak, drugi Paulina Henning-Kloska, która dziś kandyduje jako jedynka Trzeciej Drogi. Przy dzisiejszych sondażach drugi mandat dla KO nie jest pewny, więc Tusk postanowił o niego zawalczyć wystawiając Kołodziejczaka w roli lokomotywy wyborczej w tym okręgu. Piotr Nowak spadł na drugie miejsce na liście. Tyle tylko, że Nowak to polityk, kojarzony z Rafałem Grupińskim i środowiskiem "schetynowców". Jeśli więc nawet mandatu nie zdobędzie, Tusk specjalnie się tym nie przejmie. Jest jednak szansa, że dzięki aktywności Kołodziejczaka uda się wyrwać dwa mandaty. Z punktu widzenia Tuska jest to więc, jak słyszymy, sytuacja win-win. Co prawda są w Koalicji Obywatelskiej obawy, że Kołodziejczak to polityk nieprzewidywalny i niewykluczone, że jak już wejdzie do Sejmu, to porzuci Koalicję Obywatelską. Jednak, jak słyszymy od polityków KO, uznają to za niewysoką cenę, którą być może trzeba będzie zapłacić za próbę zniechęcenia rolników do głosowania na PiS i za zagranie na nosie PSL. *** TWÓJ GŁOS MA ZNACZENIE. Dołącz do naszego wydarzenia na Facebooku i śledź aktualne informacje w trakcie kampanii wyborczej!