Kolejnym tego przykładem jest jego list do członków, sympatyków i wyborców PiS. Cóż on więc tym razem napisał? Że jego partia buduje polską wersję państwa dobrobytu. No cóż, Władysław Gomułka i Edward Gierek budowali polską wersję socjalizmu. Wszyscy wiemy, jak to się zakończyło, więc byłbym ostrożny, by ogłaszać budowę kolejną. Ale Jarosław Kaczyński takimi detalami się nie przejmuje. I zaraz dodaje (cóż to za łaskawość...), że chce, by Polacy mieli większe dochody, a poziom życia rósł. By wszyscy mieszkańcy Polski mieli godziwe życie, i równy poziom startu. I żeby ta Polska była też silna. Innymi słowy, chodzi o to, żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Tak jak to Edward Gierek powiedział. Wtedy, w imię takiej pięknej przyszłości, chodziło o popieranie PZPR, dziś o popieranie PiS. Bo PiS taką Polskę obiecuje zbudować, w przeciwieństwie do jego przeciwników, którzy - jak ostrzega w swym liście Kaczyński - myślą o Polsce dawnej, w której były podziały, na lepszych i gorszych, i nieuzasadnione przywileje. Za to w Polsce PiS-u tych podziałów nie ma (ha, ha...), nie ma gorszego sortu, itd. A poza tym, gonimy Niemcy, które dogonimy - jak obiecuje prezes - za 21 lat. Czyli w roku 2040. Patrząc, jak za to się zabiera, mam wrażenie jakby obok stał duch Chruszczowa, wołający, że za 20 lat Związek Radziecki przegoni Amerykę. To są tego typu okrzyki. Polityka, zwłaszcza gospodarcza, raczej na okrzykach nie polega. Jeżeli chcemy równać do Zachodu, do tamtego poziomu życia, to raczej powinniśmy patrzeć na stopień zorganizowania tych państw. Jak ta machina funkcjonuje. Na czym państwo dobrobytu polega. Uczą o tym na naukach politycznych, za moich czasów było to na drugim roku, więc nie jest to jakaś wiedza tajemna. Choć Kaczyński, który studiował prawo, może tych rzeczy nie znać... Otóż państwo dobrobytu, welfare state, funkcjonuje dzięki instytucjom i dzięki rozbudowanemu systemowi usług publicznych. To jest sprawna służba zdrowia, publiczne szkolnictwo, publiczne budownictwo mieszkaniowe, publiczny transport, i gdzieś tam dalej - opieka społeczna. Ten system, rozwiniętych usług publicznych, wzmacnia klasę średnią, i buduje społeczną koherentność, poczucie wspólnoty. Bo zapewnia każdemu usługi na dobrym poziomie. Tymczasem, jeśli popatrzymy na działania PO, a teraz PiS-u, to one idą dokładnie w innym kierunku. Bo PiS rozwala system usług publicznych, uważając najwyraźniej, że jak da obywatelowi 500 zł, to on już sobie poradzi. To rozwalanie widzimy najlepiej na przykładzie służby zdrowia - za czasów PiS zamknięto w Polsce 69 szpitali, o oddziałach szpitalnych nie ma co już mówić, a na SOR lepiej nie jeździć. Do tego mamy ich rosnące zadłużenie, dane opublikowane pod koniec marca 2019 roku pokazywały, że ich zobowiązania ogółem wynoszą około 17 mld zł! Poza tym, co jest ewenementem na skalę europejską, skraca się długość życia Polaków. Efekt tej sytuacji jest prosty - to w powiatach zamykane są oddziały i szpitale, to Polska B na tym cierpi. Bogaci, z dużych miast, mają do wyboru prywatne przychodnie i prywatne szpitale. Ich na to stać. A szkolnictwo? Dzieło pani Zalewskiej, oprócz tego że mamy w szkołach dwa skumulowane roczniki, prowadzi do jednego - za chwilę bramy do najlepszych liceów zostaną zamknięte dla dzieci z blokowisk, z tzw. gorszych podstawówek. Jeśli ktoś nie wierzy, niech spojrzy na wyniki egzaminów ośmioklasistów. Dominują tam szkoły publiczne i prywatne. Płatne. Portfel rodziców w większym stopniu niż wcześniej decyduje o przyszłości dzieci. O budownictwie nawet nie ma co wspominać. PiS krzyczał, że w ramach programu Mieszkanie + będzie budował 100 tys. mieszkań rocznie. Zbudowano 900. Niecały 1 procent. Więc z czym do ludzi? I tylko złośliwie przypomnę, że za Gierka był rok (bodajże 1977), że zbudowano 288 tys. mieszkań. I się je dostawało, a nie kupowało za kredyt na całe życie... PiS, oszczędzając na nauczycielach, na służbie zdrowia, na budżetówce, demontuje więc państwo dobrobytu, czy też raczej jego resztki. Każdy przecież widzi, że brakuje lekarzy (około 50 tys.), pielęgniarek, nauczycieli, sprawnych urzędników... A 500 zł, które w zamian władza oferuje... Na co to starczy? Na dwie, trzy wizyty u lekarza w prywatnej przychodni? Na jedną trzecią miesięcznego czesnego w szkole społecznej? To są ochłapy... Innymi słowy, to co buduje PiS to nie jest państwo dobrobytu, to jest państwo klientelistyczne, w którym władza, jak ma humor (lub polityczną potrzebę), to daje, a jak nie ma humoru - to nie daje (co odczuli nauczyciele). W ten sposób odtwarzany jest model państwa z czasów Polski Ludowej, kiedy liczyły się tak zwane dojścia i kwitło załatwiactwo. A władza prowadziła politykę gospodarczą w ten sposób, że przyjeżdżał I sekretarz i mówił - tu będzie fabryka. Można więc rzec, że Kaczyński z Morawieckim (ten to obiecuje!) gadają jak Gierek, w tej propagandzie go prześcignęli, tylko nie potrafią tak jak on budować... A wolałbym, żeby było odwrotnie...