Teresa Strzelec dziś tuż po godzinie 11 przekroczyła granicę. Kobieta powiedziała w rozmowie z dziennikarzami, że zdecydowała się na głodówkę, bo "po prostu chciała wrócić do domu". Mówiła, że polscy dyplomaci "pomagali jak tylko mogli", a żal ma tylko do celników. Pytana o to, za czym najbardziej tęskniła, odpowiedziała krótko: "za domem". - Cieszymy się bardzo, że po miesiącu przymusowego pobytu na Białorusi pani Teresa Strzelec wróciła dzisiaj do Polski. Cieszymy się, że służba konsularna MSZ oraz wysiłki dyplomatyczne w Warszawie i w Mińsku ku temu się przyczyniły - powiedział w piątek rzecznik MSZ Marcin Bosacki na konferencji prasowej. Bosacki poinformował, że szef MSZ Radosław Sikorski podziękował w piątek wszystkim pracownikom konsulatu generalnego w Brześciu i polskiej ambasady w Mińsku "za ogromne wysiłki, które doprowadziły do tego, by dzisiaj pani Strzelec mogła do Polski wrócić". Jednocześnie rzecznik MSZ zaapelował, aby wszyscy polscy obywatele "w miarę możliwości zawsze przestrzegali prawa lokalnego, nawet wówczas, gdy wydaję się nam ono dziwne bądź niezrozumiałe", a w momencie, gdy weszli w konflikt z prawem, jak najszybciej poinformowali polski konsulat. Podkreślił przy tym, że o sprawie Strzelec polskie służby konsularne dowiedziały się za późno, bo prawie rok po pojawieniu się, gdy procedury prawne zostały 5 marca zakończone zakazem opuszczenia Białorusi. Sikorski wita Polkę "Witam p. Teresę Strzelec z powrotem w ojczyźnie. Gratuluję służbie konsularnej i wszystkim w MSZ RP, którzy na ten rezultat zapracowali" - napisał minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski na Twitterze. W kolejnym komunikacie Sikorski napisał: "Dziękuję też władzom białoruskim za rozsądną decyzję. A krytyków MSZ proszę na przyszłość o umiar i kierowanie uwag pod właściwy adres". Strona białoruska pozwoliła Polce opuścić Białoruś "kierując się względami humanitarnymi" - powiedział rzecznik MSZ Białorusi Jury Kułabuchau, podkreślając, że to gest "dobrej woli". Kułabuchau, cytowany w oświadczeniu białoruskiego MSZ, ocenił, że działania Strzelec stanowiły poważne złamanie przepisów celnych. - Jest to kwestia czysto prawna. Nie kwestionuje tego zresztą także strona polska - oznajmił. Wcześniej przedstawiciel Państwowego Komitetu Celnego Uładzimir Arłouski powiedział, że Strzelec w kwietniu 2012 r. wwiozła na terytorium Białorusi samochód i przekazała go obywatelowi Białorusi, łamiąc przepisy celne; powinna była w takim wypadku zapłacić podatki i opłaty celne, czego nie uczyniła, w związku z czym zakazano jej wyjazdu z kraju. Anulowali Polce wizę Według relacji męża Polki, Jarosława, w kwietniu 2012 roku Strzelec pojechała na wycieczkę do Mińska. Gdy zepsuł jej się samochód, zostawiła go u mechanika. Autem bez wiedzy właścicielki jeździł syn mechanika, którego zatrzymała białoruska milicja. Samochód został zarekwirowany i przekazany do składu celnego, bo według prawa białoruskiego obcokrajowiec wjeżdżający na teren tego kraju własnym samochodem, po wypełnieniu deklaracji celnej, nie może go odstąpić innej osobie. W styczniu tego roku białoruski sąd obwodowy w Brześciu orzekł, że auto ma być oddane właścicielom, jednak - według relacji mediów - celnicy wcześniej je sprzedali i zaproponowali Strzelcom zwrot pieniędzy. Sąd, który uchylił konfiskatę mienia, zobowiązał jednak Polkę do zapłaty cła i podatków wraz z odsetkami w wysokości ok. 15 750 euro. Strzelcowie nie zapłacili; gdy na początku marca przybyli do Brześcia, Teresie Strzelec anulowano wizę, zatrzymując ją na Białorusi. W poniedziałek Jarosław Strzelec poinformował, że jego żona rozpoczęła głodówkę na terenie polskiego konsulatu w Brześciu.