"Dziennik Zachodni": Co u pani słychać? Barbara Blida: Zdrowie mi dopisuje, a ono jest dla mnie najważniejsze. Energia, nawet z biegiem lat, też mnie nie opuszcza. Pracuję tak jak w poprzednich latach, tyle że bez obciążenia poselskiego. Przed naszą rozmową miałem dylemat - jak mam się do pani zwracać? Funkcje są ulotne. Mam na imię Barbara. Podczas naszej rozmowy telefonicznej powiedziała pani, że nie udziela wywiadów. A potem, że chciałaby pani, żeby o Blidzie wszyscy zapomnieli. Dlaczego? Nie chcę być nadal kojarzona z polityką. Zerwałam z nią radykalnie wraz z ogłoszeniem wyników wyborów jesienią ubiegłego roku. W 2005 roku startowałam po raz pierwszy do Senatu i oczywiście przegrałam. Uważam, że bardzo dobrze się stało. Chyba poprzednie cztery lata też niepotrzebnie walczyłam w Sejmie. (...) Z drugiej strony cieszę się, że wystartowałam. Dostałam przecież ponad 92 tys. głosów. Na pożegnanie z polityką było mi to potrzebne, by osłodzić gorycz porażki, którą odniosłam. Teraz są ostatnie lata, w których mogę zrobić coś w dziedzinie, na której się znam - w budownictwie. Tu się coś dzieje. Poza tym, w odróżnieniu od Sejmu, tu widać efekt pracy. (...) Nigdy nie opuściła pani swoich Siemianowic. W rozmowie telefonicznej powiedziała pani, że urodziła się i mieszka w domu, który wybudował jeszcze dziadek. Dziadek wybudował go w 1912 roku. Później mieszkali w nim moi rodzice. Co ciekawe, dom jest fatalnie położony - przy głównej ulicy i do niedawna przy wąskotorówce. Każde pokolenie zastanawia się po co my w tym domu mieszkamy. Ale każde pokolenie też w niego inwestuje wszystko co ma. Dziadek wybudował dom, w którym nie było wodociągów. Tata, kiedy ożenił się z mamą, dobudował łazienki i całą instalację. Rodzice zmarli, a teraz mieszkam w tym domu z moją siostrą. Podniosłyśmy strych, ociepliłyśmy go. Teraz nie wiem kto będzie następny, bo zostałyśmy w nim tylko z siostrą. Uważam, że jest to bardzo dobry dom. Ma wspaniałą atmosferę, niepowtarzalny klimat. Mieszkają w nim dobre duchy moich dziadków. (...) Jest pani przesądna? Jak czarny kot przebiegnie mi drogę, najchętniej bym zawróciła. Pytam, bo na biurku w pani gabinecie stoi ametystowe drzewko szczęścia. Podarowano mi je w Warszawie. Przynosi szczęście? Czy ja wiem? Na szczęście trzeba zapracować samemu. Na niematerialnych rzeczach nigdy nie bazuję. Opieram się na tym co sama potrafię zrobić. Raport: Samobójstwo byłej minister