Krzysztof Wyszkowski, współzałożyciel Wolnych Związkow Zawodowych na Wybrzeżu, mówił w radiowej Jedynce, że to charakterystyczne, iż dopiero zmiana władzy skłoniła wdowę po generale Kiszczaku do skontaktowania się z IPN. Zdaniem opozycjonisty, dopiero teraz można ocenić wartość historyczną tych dokumentów, bo wcześniej - jak dodawał - mogłyby one zostać ukryte. "Trzeba podziękować i Kiszczakowi i jego żonie, że obronili dla Polski ważne dane, ważne materiały" - powiedział Krzysztof Wyszkowski. Gość radiowej Jedynki skrytykował jednak IPN za to, że wcześniej nie próbowano dotrzeć do tych materiałów. Działacz opozycji w PRL mówił, że tajemnicą poliszynela było to, że zarówno Czesław Kiszczak, jak i Wojciech Jaruzelski posiadali istotne historycznie dokumenty. "IPN od bardzo wielu lat wzbrania się przed wejściem w posiadanie tej dokumentacji" - uważa Krzysztof Wyszkowski i przypomina, że przed laty Czesław Kiszczak mówił publicznie, że ma materiały, do których nie miał prawa. W ocenie gościa radiowej Jedynki, była to podstawa, aby IPN, prokuratura i policja przejęły to archiwum. "Wszyscy wiedzieli, że on, Jaruzelski i cała ta elita policyjna PRL-u posiada dokumenty, które zapewniają im bezkarność" - stwierdził Krzysztof Wyszkowski. Opozycjonista liczy też na to, że materiały przekazane IPN przyczynią się do ustalenia kulisów tworzenia III RP. IPN zapowiada, że dokumentacja, zabezpieczona w domu wdowy po Czesławie Kiszczaku, zostanie upubliczniona. Prezes Instytutu Łukasz Kamiński poinformował, że znaleziono wczoraj rękopisy, maszynopisy i fotografie, w sumie sześć pakietów. Zapieczętowano je i przewieziono prosto do siedziby IPN. Materiały bada dziś grupa prokuratorów Instytutu wraz ze specjalistami archiwistami. Przede wszystkim sprawdzana jest ich autentyczność. Nie wiadomo, czy zawierają materiały, dotyczące kontaktów SB z tajnym współpracownikiem pseudonim "Bolek". Krzysztof Wyszkowski od wielu lat utrzymuje, że TW "Bolek" to Lech Wałęsa.