W Krakowie właśnie ogłoszono, że w tym roku na równi z rodzicami pracującymi będą traktowani rodzice studiujący. Z kolei we Wrocławiu zawężono definicję samotnego rodzica, który na preferencyjnych warunkach może starać się o przyjęcie dziecka do przedszkola. Samotny rodzic - ta nazwa budziła największe kontrowersje przy rekrutacji do wrocławskich przedszkoli. Za samotne wychowywanie dziecka można dostać dodatkowe punkty rekrutacyjne. Do samotnego wychowywania dzieci w arkuszach rekrutacyjnych przyznawały się więc przede wszystkim osoby żyjące w wolnych związkach. Dlatego we Wrocławiu powstała nowa definicja samotnego rodzica. To ktoś, kogo partner nie żyje, przebywa w więzieniu, został pozbawiony praw rodzicielskich albo jest nieznany - w przypadku ojca. Taką definicję ustalili urzędnicy po społecznych konsultacjach z rodzicami. Samotne wychowywanie dziecka, deklarowane w arkuszach, to jednak bardzo często fikcja. Potwierdzają to przedszkolni wychowawcy. - Bardzo często to nie jest samotność, bo okazuje się, że to są pełne rodziny, tyle że nie mają papierka na to. Żyją razem, mieszkają razem, finanse mają wspólne. Żadna to samotność - mówi reporterce RMF FM Barbarze Zielińskiej wychowawczyni z wrocławskiego przedszkola. Problem mają natomiast rodzice, którzy są po rozwodzie, ich byli partnerzy nie mają ograniczonych praw rodzicielskich, ale nie interesują się dzieckiem i nie łożą na jego utrzymanie. Urzędnicy zapewniają, że takie przypadki będą rozwiązywane indywidualnie. Mimo nowych obostrzeń, gdyby wszystkie wrocławskie trzylatki poszły do przedszkola od września, zabrakłoby miejsca dla blisko trzech i pól tysiąca z nich. W 103 wrocławskich przedszkolach są bowiem 18253 miejsca, a trzy lata temu w stolicy Dolnego Śląska urodziło się 21706 dzieci. We Wrocławiu statystycznie co roku do przedszkoli idzie 84 procent maluchów. Gdyby w tym roku było podobnie, zostanie 175 wolnych miejsc. W Warszawie 15 marca ruszają internetowe zapisy do przedszkoli. Stołeczne władze już wiedzą, że poważny problem będzie w Białołęce na obrzeżach miasta. Dyrektorzy przedszkoli twierdzą, że to samorząd musi wybudować więcej placówek. Samorząd z kolei najwidoczniej liczy na to, że problem rozwiąże się sam. W efekcie w tym roku w Białołęce przybędzie tylko sto nowych miejsc dla przedszkolaków. Również w Szczecinie, gdzie jeszcze kilka lat temu przedszkola zamykano, dziś trzeba budować nowe. Problem w tym, że dwie placówki, na które miasto ma pieniądze, gotowe będą dopiero w 2012 roku. Rodzice, którzy nie mogą i nie chcą tyle czekać, zwierają więc szyki i chcą walczyć o swoje. W Szczecinie mieszka ponad 13 tysięcy dzieci w wieku przedszkolnym, a miejsc w placówkach publicznych jest o połowę mniej. Przepełnione grupy mają zajęcia w pomieszczeniach zaadaptowanych po salach gimnastycznych. Rodzice przedszkolaków ostrzegają, że w tym roku będzie jeszcze gorzej. Miasto wciąż nie wie, iloma miejscami będzie dysponować, a ogłosi to dopiero po rozpoczęciu rekrutacji, która rozpoczyna się już za trzy tygodnie. Zdesperowani rodzice zawiązali więc Komitet Obrony Przedszkolaków i jutro na spotkaniu z radnymi będą do upadłego bronić swoich racji. Ile kosztuje przedszkole? Dołącz do dyskusji