Jeden interweniował u motorniczego, ten próbował rozmawiać z kobietą i zagroził, że wezwie policję. Ostatecznie tego nie zrobił, a kiedy kobieta została wyrzucona na przystanek, tramwaj odjechał. Razem z nią wysiadł jej syn. Jak się okazało, oboje są chorzy psychicznie. Według rzeczniczki MPK Iwony Gajdzińskiej motorniczy zachował się poprawnie, choć powinien był wezwać nadzór ruchu. Przewoźnik nie uczy jednak swoich pracowników, jak reagować w takich sytuacjach. Iwona Gajdzińska zwróciła uwagę, że nie można przewidzieć wszystkich incydentów. Wyrzucona z tramwaju kobieta i jej syn zostali na przystanku. Motorniczy ostatecznie nie wezwał ani policji, ani pogotowia, ani nadzoru ruchu - po prostu odjechał. Iwona Gajdzińska jest przekonana, że podjął dobrą decyzję. Jak mówiła, tramwajem jechali pasażerowie, którzy chcieli dotrzeć do celu podróży. Jak się okazuje, chora psychicznie kobieta jest ubezwłasnowolniona, ma przydzielonego kuratora i czeka na miejsce w Domu Pomocy Społecznej.