Do zdarzenia doszło 4 lipca ub.r. w sklepie Biedronka przy ul. Tarczyńskiego w Kołobrzegu. Jak relacjonował w sądzie 70-letni Roman Wawrzyniak (zgodził się na podawanie danych osobowych), przechadzając się pomiędzy regałami dyskontu, sięgnął po cukierka. Na tym się nie skończyło - emeryt cukierka zjadł, a papierek wyrzucił kilka metrów dalej. Nie uszło to uwadze pracownika sklepu, który stwierdził, że doszło do kradzieży. Interweniował ochroniarz, później wezwano policję. Kiedy Wawrzyniak odmówił zapłaty za cukierka, jak wyjaśniali funkcjonariusze, nie można było wystawić mężczyźnie mandatu, a jedynie skierować sprawę do sądu. Dla 70-latka kolejny krok, a mianowicie wyrok nakazowy (to wyrok, który może zostać wydany przez sąd w niektórych prostych sprawach, bez udziału stron i bez przeprowadzenia rozprawy, jeżeli okoliczności czynu i wina obwinionego nie budzą wątpliwości; od tego wyroku nie służy odwołanie a sprzeciw, po którym wyrok przestaje istnieć i sprawa zaczyna się toczyć w zwykłym trybie przed sądem) był ogromnym zaskoczeniem. Jak tłumaczył w sądzie oskarżony, wartego 40 gr cukierka nie chciał sobie przywłaszczyć, a jedynie spróbować go przed podjęciem decyzji o zakupie większej ich ilości. "On mi nie smakował, więc nie wróciłem, by dokonać zakupu. (...) Nie włożyłem cukierka do kieszeni, nie przeszedłem z nim przez linię kas, ja go skonsumowałem na miejscu. Moim zdaniem to nie jest kradzież. (...) Zdarzało mi się w przeszłości, że za granicą wchodziłem do sklepu i na przykład pięknie wyglądały winogrona, pytałem pracownicy, a ta mówiła, że mogę spróbować przed dokonaniem zakupu, bo jestem klientem tego sklepu" - uzasadniał swoje postępowanie. Pytany, dlaczego nie zapytał jednego z pracowników sklepu o zgodę, odpowiedział, że sądził, iż normą jest, można rzec przecież, złota zasada - "klient nasz pan". Pierwsza kara: Miesiąc ograniczenia wolności 27 września 2019 roku Sąd Rejonowy w Kołobrzegu na posiedzeniu bez udziału stron, w postępowaniu nakazowym, uznał Wawrzyniaka winnym wykroczenia polegającego na kradzieży i skazał go na miesiąc ograniczenia wolności z obowiązkiem nieodpłatnej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin. Z wyrokiem tym nie zgodził się 70-latek, dlatego konieczna była druga rozprawa. Wzięli w niej udział m.in. świadkowie zdarzenia z 4 lipca. Po wysłuchaniu zeznań obu stron sąd zdecydował, że oskarżony ma zapłacić 20 zł grzywny i pokryć zryczałtowane koszty sądowe w kwocie 100 zł. 70-latek poinformował, że od wyroku odwoływać się nie będzie. Sędzia Przykucki: Tak mnie uczono. Prof. Kruszyński: Nie widzę naruszenia prawa Z prośbą o komentarz do sprawy Romana Wawrzyniaka zwróciliśmy się do rzecznika Sądu Okręgowego w Koszalinie, sędziego Sławomira Przykuckiego, który reprezentuje też Sąd Rejonowy w Kołobrzegu, oraz do prof. Piotra Kruszyńskiego, adwokata i karnisty z Uniwersytetu Warszawskiego. - Mam wrażenie, że wśród części publicystów i polityków różnych opcji tworzy się coś w rodzaju frontu obrony złodzieja. Ktoś ukradł cukierka. Ale kto ma za niego zapłacić? Pani sprzedawczyni w sklepie? Do tego to się sprowadza, a to nie jest w porządku - mówi w rozmowie z Interią sędzia Sławomir Przykucki, zwracając uwagę na strony pokrzywdzone w sprawach podobnych do tej Romana Wawrzyniaka. - Zanim policja przyjedzie, butelka piwa będzie pusta, cukierek zjedzony. W przypadku pana Wawrzyniaka była to Biedronka, duży koncern. Ale czy duży koncern ma być gorzej traktowany niż inni? Cała istota postępowania karnego i procesu zmierza przecież do tego, żeby pokrzywdzonemu zadośćuczynić za doznane krzywdy, mówiąc wprost - złodzieja wsadzić. Tak mnie uczono - podkreśla. - Rozumiem, że wyrok może się nie podobać. Ukradł cukierka za 40 gr - nie ma mowy, żeby go skazać. A za ile skazać? Ile musi ukraść, żeby go skazać? - dopytuje. - W tej sprawie nie widzę naruszenia prawa, ale jest to rzeczywiście wbrew zdrowemu rozsądkowi. Sąd nie miał jednak wyboru, musiał zareagować - mówi z kolei prof. Piotr Kruszyński. Zdaniem karnisty sąd mógł odstąpić od wymierzenia kary. - Na pewno mógł odpuścić koszty sądowe. Według mnie 20 zł byłoby adekwatną karą - zaznacza jednak. Bezkarność w takich sprawach, jak twierdzi, mogłaby rozzuchwalić innych potencjalnych sprawców. - Może nastąpić "plaga" - 20 sprawców przyjdzie pewnego dnia do sklepu, ukradnie po jednym cukierku, i wtedy, dla właściciela, strata jest ogromna - tłumaczy. Luka w prawie Zarówno sędzia Sławomir Przykucki jak i prof. Piotr Kruszyński sygnalizują, że w przypadku przestępstw istnieje kategoria "znikomy stopień szkodliwości społecznej czynu", której nie ma jednak w przypadku wykroczeń. - Umorzenie z uwagi na niską szkodliwość społeczną jest możliwe, ale tylko w przypadku przestępstw. W kodeksie wykroczeń nie ma odpowiednika. To skandal, że u nas jest podział na wykroczenie i przestępstwo, jeśli chodzi o wartość skradzionego mienia. Złodzieje sklepowi dobrze wiedzą, ile ukraść, żeby to było wykroczenie. I takich kradzieży jest dużo - słyszymy od sędziego Przykuckiego. - Można ewentualnie, co najwyżej, w bardzo ograniczonych przypadkach, odstąpić od umorzenia kary. W przypadku Romana Wawrzyniaka była to typowa kradzież, których są dziesiątki tysięcy - podkreśla na koniec. Prof. Kruszyński: - To jest absurdalne. Widać potrzebę przeniesienia klauzuli generalnej z kodeksu karnego. Przy zasadzie "zero tolerancji" trzeba jednak zachować zdrowy rozsądek. Przywołana zasada "zero tolerancji" została wprowadzona w życie przez burmistrza Nowego Jorku, Rudolpha Giulianiego. Zakłada ona, że nie ma czegoś takiego jak nieważne przestępstwo.