Strzała wystartował razem z żoną Gabrielą. Jest czwarty na liście kandydatów Samoobrony do toruńskiej rady miasta z Bydgoskiego Przedmieścia (okręg nr 2). Znalazł się wśród nich, mimo że w czerwcu 2004 r. toruński sąd skazał go na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 300 zł grzywny. Dlaczego ubiega się o mandat, skoro zabrania mu tego ordynacja wyborcza? Strzała początkowo nie widzi problemu: - No i co z tego, że mam wyrok? Jestem na liście, ale to nie znaczy, że kandyduję - mówi. Wyrokiem Strzały nie przejął się Kazimierz Wójcik, wiceszef Samoobrony w Toruniu: - To bardzo dobry członek partii, uczciwy i sumienny obywatel. Zasługuje, by być kandydatem - mówi. "GW" zaznacza, że kilka razy działacze partii próbowali nakłonić dziennik, abyśmy nie publikował historii Strzały. Do redakcji zadzwonił Władysław Przybysz, kandydat Samoobrony do sejmiku. - Nie dałoby rady wstrzymać tekstu? - zapytał. Próby ponawiał także Wójcik. Przed konferencją w siedzibie kilka razy szeptał do ucha fotoreporterowi "GW": - Pan powie koledze, żeby nie pisał. Tak po koleżeńsku, to przecież pana kumpel. Po rozmowie z Wójcikiem dziennikarz "GW" spotkał się ze Strzałą, który jest już po słowie z posłem i szefem Samoobrony w regionie . Strzała oświadcza, że wycofuje się z wyborów. Rezygnacja Strzały nie oznacza końca jego przygody z tegorocznymi wyborami. Przed rejestracją kandydatury musiał złożyć oświadczenie o posiadaniu biernego i czynnego prawa wyborczego. - Jeśli zrobił to, mając prawomocny wyrok, poświadczył nieprawdę, czyli popełnił przestępstwo - mówi sędzia Wiktor Gromiec, komisarz wyborczy w Bydgoszczy. - Do tej pory takiego przypadku jeszcze nie mieliśmy. Strzale grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"