* W październikowym numerze "Odkrywcy" (nr 10/2010) Tomasz Rzeczycki przypomniał historię powojennych losów Twierdzy Kłodzkiej i związanych z tym miejscem tajemnic. Poniższy tekst Leszka Adamczewskiego stanowi swoiste post scriptum do tego tematu, który przez lata obrósł licznymi mitami i legendami. Tym razem, Leszek Adamczewski analizując znane fakty i dostępne źródła, dochodzi do zaskakujących wniosków - obala jeden z bardziej utrwalonych w eksploracyjnej świadomości mitów skarbowych. Czy słusznie? Ocenę pozostawiamy Czytelnikom. Był początek 1972 roku. Taką ogólną datę przyjęto w tej niezwykłej i tajemniczej sprawie, chociaż można wątpić, czy rzeczywiście do Ambasady PRL w Kopenhadze właśnie na początku stycznia tamtego roku podrzucono interesującą nas taśmę magnetofonową. A może, biorąc pod uwagę padające z taśmy żądanie, zdarzyło się to nieco wcześniej, na przykład w grudniu 1971 roku, albo - co najbardziej prawdopodobne - w ogóle taśmy nikt nigdzie nie podrzucał, bo mamy tu do czynienia z szytą grubymi nićmi intrygą wymyśloną w zaciszu jakiegoś gabinetu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych PRL. Na taśmie nagrano tekst, który odczytano w języku angielskim. Anonimowa osoba mówiła między innymi: "Z 23 na 24 listopada 1944 roku gubernator Hans Frank wysłał z Krakowa do Niemiec pięć ciężarówek ze zrabowanymi dziełami sztuki. Te ciężarówki jadąc pod silną eskortą Wehrmachtu lub SS, zatrzymały się na nocleg w jakiejś miejscowości oddalonej około 30 kilometrów od Żywca. Było to nieco dziwne miejsce na postój, gdyż w tamtym rejonie działała bardzo silna partyzantka polska. Być może jednak miejsce postoju zostało celowo tak wybrane, dlatego, że w nocy doszło do napadu. Zginęło 22 żołnierzy z osłony konwoju. Jedna ciężarówka została uprowadzona. Pozostałe cztery samochody, bez przeszkód już, dotarły do Niemiec. Zawartość ich po wojnie została odnaleziona i zwrócona władzom polskim. Nie odnaleziono skradzionej ciężarówki, tej najcenniejszej, wiozącej złoto i regalia koronne" (cytat za: Arek Pawełek "Tajemnice twierdzy kłodzkiej", MAP-eksplorator, nr 1/96). Taśma z Kopenhagi Wyjaśnijmy od razu, aby w tej wyjątkowo zawiłej sprawie nie zagubić się w labiryncie szczegółów, że w drugiej połowie listopada 1944 roku w rejonie Żywca ani Armia Krajowa, ani Bataliony Chłopskie, ani też lewicowe ugrupowania partyzanckie nie przeprowadziły akcji bojowej przedstawionej na taśmie magnetofonowej. Wspomniane zaś regalia koronne zostały przez hitlerowców wywiezione do Rzeszy znacznie wcześniej, chociaż w 1972 roku wiedza o ich losach nie była jeszcze pełna. Władze PRL, nie bacząc na koszty, prowadziły poszukiwania tych - jak przypominał głos z taśmy - "mających dla Polski wielką narodową i historyczną wartość" skarbów, sprawdzając pojawiające się tu i ówdzie tropy, często naiwne. Dzisiaj już wiemy, że regalia koronne zostały bezpowrotnie stracone. Na długo przed listopadem 1944 roku Niemcy przetopili je na złoto, chcąc tym samym zniszczyć także symbole państwowości polskiej. Głos z taśmy przedstawił też żądania: "My, międzynarodowa grupa biznesmenów, którzy oczywiście pragną zachować anonimowość, posiadamy informacje na sprzedaż, które z całą pewnością doprowadzą do odzyskania skarbów skradzionych z krakowskiego muzeum w 1944 roku. (...) Nasza cena za informacje wynosi 1.200.000 dolarów. Jeśli wasz rząd zdecyduje się przyjąć ofertę, proszę umieścić w sobotę i niedzielę 14 i 15 stycznia w duńskiej gazecie >POLITIKEN< w rubryce >Personlige< ogłoszenie o następującej treści: >Kochanie, bardzo mi ciebie brak, wróć