Do wypadku busa, w którym zginęło 18 osób, doszło prawdopodobnie podczas wyprzedzania przy bardzo trudnych warunkach drogowych - powiedział komendant główny policji Andrzej Matejuk. Wszystkie ofiary to obywatele polscy, mieszkańcy woj. łódzkiego, wśród nich są cztery kobiety. - Z pierwszych ustaleń wynika, że był to manewr wyprzedzania przy bardzo trudnych warunkach atmosferycznych - powiedział komendant dziennikarzom na miejscu zdarzenia. Dodał, że dotychczas nie zgłosił się żaden świadek wypadku, m.in. z wyprzedzanego przez bus samochodu. Jedynym świadkiem jest kierowca ciężarowego volvo, z którym zderzył się bus. Fatalny manewr wyprzedzania - Kierowca samochodu ciężarowego jest w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą. Jest w szoku, pod opieką lekarzy i psychologów - poinformował wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski. Dodał, że to kierowca ciężarówki zadzwonił po pogotowie. Rzecznik Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski powiedział, że kierowca został już wstępnie przesłuchany. Z jego relacji wynika, że do wypadku doszło, gdy bus wyprzedzał inny samochód. Policja ustala teraz, jaki to pojazd i próbuje dotrzeć do jego kierowcy. Matejuk powiedział, że z ustaleń policji wynika, iż w busie były miejsca jedynie dla sześciu osób. Pozostałe siedziały m.in. na podłodze. Komendant poinformował, że wszystkie ofiary to obywatele polscy, jadący do pracy sezonowej, prawdopodobnie przy zbiorze jabłek. Jak dodał Kozłowski wśród nich są cztery kobiety. Poinformował, że identyfikacja ofiar odbędzie się po południu; wiadomo, że byli to mieszkańcy powiatu opoczyńskiego (woj. łódzkie). - Z niektórymi rodzinami jesteśmy już w kontakcie - zaznaczył. Tragiczny bilans Podkreślił, że najważniejsze w tej chwili jest dotarcie do rodzin, powiadomienie bliskich o wypadku i zorganizowanie dla nich transportu w miejsce, gdzie będą mogli rozpoznać swoich bliskich. - Na razie docieramy przede wszystkim z pomocą psychologiczną, na pozostałe formy pomocy przyjdzie czas po zapoznaniu się z indywidualną sytuacją każdej rodziny - dodał wojewoda mazowiecki. Matejuk zapowiedział, że do każdej z rodzin ofiar przydzielony zostanie policjant i policyjny psycholog. Będą oni nie tylko powiadamiać rodziny, ale też towarzyszyć im przy dokonywaniu wszystkich trudnych czynności, takich jak identyfikacja zwłok. Kozłowski poinformował, że współpracuje z wojewodą łódzkim Jolantą Chełmińską, która jedzie na miejsce tragedii. W obu województwach - mazowieckim i łódzkim została wprowadzona trzydniowa żałoba. Zginęły wszystkie osoby jadące busem Kozłowski dodał, że droga wojewódzka nr 707, na której doszło do wypadku, może być zamknięta nawet do późnego popołudnia. Komendant mazowieckiej Państwowej Straży Pożarnej st. brygadier Gustaw Mikołajczyk powiedział, że akcja strażaków, którzy wraz z pogotowiem pierwsi dotarli na miejsce wypadku, ograniczyła się do wyważenia tylnych drzwi do volkswagena i wyciąganiu po kolei ofiar, u których lekarz sukcesywnie stwierdzał zgon. Dwie osoby, które dawały oznaki życia, zostały przetransportowane do szpitali w Nowym Mieście nad Pilicą i Radomiu, gdzie jednak zmarły. Na miejscu pracowały dwa zastępy straży pożarnej i dwie karetki pogotowia. Mikołajczyk podkreślił, że pogotowie i straż pożarna bardzo szybko dotarły na miejsce wypadku, ze względu na niewielką odległość z Nowego Miasta nad Pilicą. W opinii Mikołajczyka na miejscu wypadku nie było śladów wyraźnego hamowania. Dodał, że widać ewidentnie, że volkswagen zjechał na przeciwległy pas jezdni, natomiast na razie trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało. Mikołajczyk powiedział również, że w momencie wypadku w okolicy była bardzo silna mgła. - Fachowcy mówią, że widoczność była ograniczona nawet do 100 m - podkreślił. Policja: Bus nie był przystosowany Okoliczności wypadku ustala policja. Jednak jak podkreślają policjanci, przyczyną tragedii była najprawdopodobniej zbyt duża prędkość i bardzo trudne warunki atmosferyczne, a zwłaszcza mgła. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że bus, którym jechały ofiary wypadku na Mazowszu, nie był przystosowany do przewożenia ludzi - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski. Jak dodał, na drodze panowały też trudne warunki pogodowe. Jedna z największych katastrof - W busie jechało znacznie więcej osób niż powinno, nie byli zapięci pasami. Siedzieli na skrzynkach, deskach, na prowizorycznie przygotowanych siedziskach - powiedział Sokołowski. Jak dodał, na drodze panowały też trudne warunki. - Mgła, niska temperatura, zalegające na drodze liście - to wszystko mogło wpłynąć na to, że doszło do wypadku - zaznaczył. Bus był na numerach rejestracyjnych z Drzewicy koło Opoczna (woj. łódzkie). Jak powiedział Sokołowski, pasażerowie busa jechali do pracy, prawdopodobnie do jednego z sadów na zbiór jabłek. Na razie nie wiadomo, czy wśród tych ofiar byli cudzoziemcy.Na miejsce wypadku skierowano też 17 policyjnych psychologów, którzy mają wspierać rodziny ofiar. Specjalna infolinia dla bliskich ofiar Droga wojewódzka nr 707 w miejscu wypadku jest całkowicie zablokowana. Na miejscu wypadku są już szef MSWiA Jerzy Miller oraz wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski - poinformowała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak. Po śmierci osiemnastu osób na terenie województw mazowieckiego i łódzkiego wprowadzono trzydniową żałobę. To jedna z największych katastrof, do których doszło na polskich drogach. Mazowiecka policja uruchomiła specjalny numer telefonu dla rodzin ofiar, pod którym można uzyskać więcej informacji na temat wypadku: 48 345 24 50. Czy busy w Polsce są bezpieczne? Dołącz do dyskusji