Jako pierwsze o sprawie poinformowały chorwackie media. Powołały się przy tym na prokuraturę regionalną w Warażdinie. Z kolei konsul Polski w Chorwacji Dagmara Luković wskazała na antenie TVN24, że nie chce komentować wspomnianych doniesień. - Do urzędów wojewódzkich zostały dziś przekazane dane - imiona oraz nazwiska osób, które zginęły w wypadku - wskazała, nie precyzując, czy na liście znajdują się kierowcy feralnej podróży. Tragiczny wypadek w Chrowacji Do wypadku polskiego autokaru doszło w sobotę ok. godz. 5.40 na autostradzie A4, na północ od Zagrzebia między miejscowościami Jarek Bisaszki i Podworzec. Jadący w kierunku Zagrzebia autobus zjechał z drogi i wpadł do rowu przy autostradzie - przekazała policja. Podróżowali nim pielgrzymi z Polski jadący do Medjugorie. W wypadku zginęło 12 osób a 32 zostały ranne. Większość rannych miała bardzo poważne obrażenia. Spośród 32 osób rannych, które przewiezione zostały do pięciu chorwackich szpitali, cztery osoby powróciły w nocy z soboty na niedzielę do kraju samolotem wraz z rządową delegacją z ministrem Adamem Niedzielskim na czele. Do tej pory informowano jedynie, że w tragedii życie stracił jeden z kierowców. Najnowsza informacja oznacza, że wśród 12 ofiar jest również drugi z kierujących na trasie mężczyzn. Przyczyny wypadku nieznane W Prokuraturze Okręgowej w Warszawie wszczęte zostało śledztwo w sprawie sprowadzenia w dniu 6 sierpnia 2022 r. na autostradzie A4 w pobliżu miejscowości Podvorec (Chorwacja) katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób, w następstwie, której śmierć poniosło dwanaście osób. Chorwackie media informowały nieoficjalnie, że przyczyną wypadku mogło być zaśnięcie za kierownicą. Organy wyjaśniające sprawę nie wypowiedziały się jednak jeszcze w tej sprawie. Jeden z uczestników pielgrzymki wskazywał z kolei, że przed wypadkiem usłyszał dźwięk, który sugerował na wystrzelenie opony. Nie jest jednak jasne, czy wspomniany dźwięk był faktycznym "złapaniem kapcia" czy też były to odgłosy wypadającego z jezdni autokaru. - Pan Paweł mówił mi, że w pewnym momencie usłyszał coś jakby wystrzał koła. Powiedział: jakby autobus złapał kapcia. Dla mnie to byłoby jakieś wyjaśnienie tego, dlaczego autobus nagle zjechał z prostej drogi. Pamiętam, że powiedziałem sobie: Boże drogi, jedziemy w pole, zaraz będziemy fruwać! Okazało się, że trafiliśmy prosto w wybetonowany rów. Autokar wbił się przodem, jego góra się przełamała - relacjonował w niedzielę ks. Rafał Działak, który przeżył tragedię w Chorwacji.