Informację o decyzji prokuratury podała "Rzeczpospolita". Śledczy w rozmowie z dziennikiem nie ujawnili, czy kierowca bmw usłyszał już wspomniane zarzuty, a jeśli tak - kiedy. Wypadek na A1 wzbudził niemałe kontrowersje. Doszło do niego 16 września około 19:30 w Sierosławiu nieopodal Piotrkowa Trybunalskiego. Matka, ojciec i pięcioletnie dziecko zginęły tam po tym, jak ich auto zajęło się ogniem. Sprzeczne wersje wypadku na A1. Z. Ziobro objął śledztwo nadzorem Pierwotnie prokuratura i policja twierdziły, że w zdarzeniu uczestniczył tylko jeden pojazd - kia, która "z niewyjaśnionych okoliczności" uderzyła w barierę. Nagrania, które pojawiły się w sieci, przeczyły jednak tej wersji. Internauci zarzucali mundurowym, że pomijają obecność roztrzaskanego bmw stojącego kilkadziesiąt metrów dalej. W sieci pojawiły się też personalia domniemanego właściciela bmw, a także niezweryfikowane dane o powiązaniach rodzinnych kierowcy z zatrudnionymi w łódzkiej policji. Zdementowała je prokuratura, która przejęła śledztwo w sprawie wypadku na A1. "Odnosząc do (...) rzekomego pokrewieństwa funkcjonariusza, który przybył na miejsce wypadku z kierowcą bmw, Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim informuje, że doniesienia te zostały zweryfikowane jako nieprawdziwe". W środę nadzór nad postępowaniem objął prokurator generalny Zbigniew Ziobro, zapowiadając postawienie zarzutów, ale nie precyzując, jakich. Przekazał on, że bmw jechało autostradą nawet 253 km/h, a więc o ponad 100 km/h szybciej niż wynosi najwyższa dopuszczalna w Polsce prędkość na drogach tego typu. - Materiał dowodowy był gromadzony bardzo skrupulatnie, ale warunkiem postawienia skutecznego zarzutu (...) było pozyskanie choćby wstępnej opinii biegłych. (...) Prokurator w oparciu o wstępną opinię biegłego będzie stawiał zarzuty podejrzanemu - deklarował Ziobro. Wstrząsające relacje świadków wypadku. Ludzie krzyczeli w płonącym aucie Dzień wcześniej prokurator generalny tłumaczył, iż "pewne czynności w ramach śledztwa opóźniły się", bo trzeba było pozyskać "autoryzowane narzędzia informatyczne pozwalające na uzyskanie dostępu do danych z samochodu". Dziennikarka Interii Magdalena Raducha rozmawiała ze świadkami wypadku na A1. Jeden z nich, Tomasz, zrelacjonował, że pasażerowie busa próbujący ugasić kię słyszeli krzyki z płonącego wraku i wołania o pomoc. Na miejscu była również Natalia. - Widok przerażający. Wszędzie były porozrzucane rzeczy. Widziałam nawet plecaczek dziecka - opisała. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!