"Gazeta Wyborcza" napisała w piątek, że funkcjonariusze b. Biura Ochrony Rządu, którzy w 2017 r. brali udział w wypadku auta, którym jechała Szydło, składali fałszywe zeznania w śledztwie dotyczącym okoliczności zdarzenia. Przyznał to w rozmowie z gazetą jeden z oficerów, b. funkcjonariusz BOR Piotr Piątek. Chodzi o sygnały dźwiękowe w rządowej kolumnie, które - jak zeznali funkcjonariusze BOR - były włączone w czasie, gdy wydarzył się wypadek. Kierowca seicento, Sebastian Kościelnika, w które uderzył pojazd z Szydło, twierdził jednak, że sygnałów nie było. Podobne zeznania złożyli inni świadkowie zdarzenia. Piątek przyznał w rozmowie z "GW", że sygnały dźwiękowe były wyłączone. Zobacz też: Wypadek Beaty Szydło. Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel w "Śniadaniu Rymanowskiego" : Gdzie tu skandal?- To jest dobry przykład, na czym może polegać manipulacja. Nie tylko prokuratura, ale sąd wypowiedział się jakiś czas temu w tej sprawie - powiedział premier Mateusz Morawiecki, pytany o te doniesienia podczas konferencji prasowej w poniedziałek. Mateusz Morawiecki: Domniemana sensacja Podkreślił, że osobiście nie zna szczegółów i akt sprawy, zauważył jednak, że decyzja sądu sprzed roku potwierdziła to, o czym informowała "GW". - Tę domniemaną sensację pokazała "Gazeta Wyborcza" tylko po to, żeby uderzyć w panią premier Beatę Szydło, która tutaj przecież nie jest niczemu winna, bo także padła ofiarą tego wypadku. Zamiast współczucia jest kolejna agresja i atak na panią premier. Uszanujmy to, że ta sprawa toczyła się przed sądem, i sąd określił już jakiś czas temu, że rzeczywiście była tam najprawdopodobniej taka nieprawidłowość - to się zdarza. Człowiek jest tylko człowiekiem - mówił premier. - Współczuję wszystkim, którzy brali w tamtym wypadku udział, na czele z panią premier, z kierowcą, który brał udział, z oficerami ówczesnego Biura Ochrony Rządu - dodał szef rządu.