Przypomnijmy, że według sondażu exit poll wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, pokonując Bronisława Komorowskiego w stosunku 52-48. Wszystko wskazuje na to, że kandydat Platformy Obywatelskiej będzie musiał wyprowadzić się z Belwederu. Michał Michalak, Interia: Wydaje się, że te wybory prezydenckie obaliły wiele mitów m.in. o tym, że wysoka frekwencja sprzyja PO, że nad PiS-em wisi szklany sufit...Maciej Drzonek, Uniwersytet Szczeciński: - Niewątpliwie te wybory były dosyć specyficzne: ze względu na taką żywiołową kampanię wyborczą, ale też na te czynniki, o których pan wspomniał. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości potrafił pokonać kandydata Platformy Obywatelskiej, przekraczając ten, jak to się często określało, szklany sufit.- Myślę, że należy również zwrócić uwagę na to, że po raz pierwszy kampania wyborcza toczyła się na taką skalę w internecie. Większość mediów, także i telewizja publiczna, dosyć wyraźnie wskazywała swojego faworyta w postaci urzędującego jeszcze prezydenta. A w internecie można było zobaczyć zupełnie inną narrację.Sztab Bronisława Komorowskiego blado wypadał w serwisach społecznościowych. Z wpisów na Twitterze pochodzących z oficjalnego konta prezydenta wszyscy się śmiali, bardzo nieporadnie to wyglądało.- Dla mnie to jest dosyć dużym zdziwieniem, ponieważ w Platformie Obywatelskiej też jest wielu ludzi, którzy się znają się na sprawach nowych mediów. Rzeczywiście sztabowcy PiS-u lepiej wyczuli i lepiej wykorzystali siłę internetu. To nie tylko są kwestie "tweetów" czy Facebooka. Jeszcze kilka dni temu porównywałem oficjalne strony kandydatów. W zasadzie nie było czego porównywać - strona Bronisława Komorowskiego wyglądała źle, była martwa. W przypadku Andrzeja Dudy była ona bardzo dobrze przygotowana - i dla starszych ludzi, i dla ludzi młodych. Jedyny taki dobry moment w internetowej kampanii Bronisława Komorowskiego, jaki przychodzi mi do głowy, to spot z dziećmi.- Rzeczywiście to było ożywcze, chociaż było też reaktywne. Następnym czynnikiem, na który należy zwrócić uwagę, to kwestia tego, kto nadaje ton kampanii wyborczej. Od samego początku udawało się to PiS-owi. Przypomnę kwestię dyskusji o euro i otwarcie pseudosklepiku Bronisława Komorowskiego, gdzie Andrzej Duda pokazywał, że wejście do strefy euro będzie oznaczało podwyżki cen. - Platforma musiała reagować, była ciągle reaktywna. Również ten spot z dziećmi Bronisława Komorowskiego był reakcją na wykorzystanie w kampanii wyborczej wizerunku rodziny Andrzeja Dudy. A jeżeli Bronisław Komorowski mówił o tym, że przyczyniał się do polepszenia polityki prorodzinnej, to mając kilkoro dzieci i wnuków, mógł to wykorzystać. Tak się po prostu robi. Czy pana zdaniem wyborcy wyegzekwują od Andrzeja Dudy realizację obietnic wyborczych? Andrzej Duda mógłby na przykład szybko zgłosić ustawę cofającą reformę emerytalną, sejmowa większość ją odrzuci i wtedy prezydent Duda będzie miał czyste ręce - "próbowałem". Czy wyborcy przypilnują go czy zapomną?- Moim zdaniem Andrzej Duda aż tak wiele nie naobiecywał. Takie twarde obietnice złożył dwie: jedna, że cofnie ustawę o podniesieniu wieku emerytalnego, druga to była obietnica dotycząca kwoty wolnej od podatku, która w Polsce rzeczywiście jest żenująco niska na tle innych krajów europejskich. To są dwie rzeczy, które łatwo będzie sprawdzić. Natomiast w innych kwestiach on się wypowiadał naokoło, w związku z czym to będzie trudniejsze do sprawdzenia. Myślę, że wyborcy będą oczekiwali na realizację przynajmniej tych dwóch zapowiedzi.- Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. W niedzielnych wystąpieniach Andrzeja Dudy i Bronisława Komorowskiego widać różnice w narracji. Prezydent Komorowski po tej części, w której gratulował Andrzejowi Dudzie, skręcił znowu w uliczkę retoryki negatywnej; postraszył, że teraz może się coś złego stać, że potrzebne jest jakieś pospolite ruszenie, żeby bronić wolności. Wydaje mi się, że Andrzej Duda zupełnie inaczej wykorzystał ten czas po ogłoszeniu sondażowych wyników. Mówił bardzo pozytywnie. Mówił o tym, że chce łączyć, a nie dzielić.- Myślę, że to jest jedna z przyczyn porażki Bronisława Komorowskiego. W czasie kampanii wyborczej prezydent, czy też jego sztabowcy, straszyli PiS-em i dzielili Polaków na tych racjonalnych i radykalnych. Ten podział okazał się zupełnie nietrafiony. Czy Bronisława Komorowskiego i jego środowisko bardziej zgubiła pycha czy zwyczajna nieudolność?- Myślę, że było to oderwanie od rzeczywistości, niezrozumienie nastrojów społecznych. Jeżeli sztabowcy Platformy zaczęli mówić, że w Polsce działy się straszne rzeczy w latach 2005-2007, no to przecież nie mogli z tego typu przekazem trafić do ludzi młodych. Ludzie młodzi w wieku 18-25 lat najprawdopodobniej nie interesowali się wtedy w ogóle polityką. - Nigdy nie polecam stosowania czarnego PR-u. To jest jak bumerang. Jeżeli jedna strona rzuca czarnym PR-em, a druga strona nie odpowie tym samym, to ten czarny PR niejako wraca do tego, kto zaczyna. Sztabowcy PO już pod koniec kampanii przed pierwszą turą mogli się zorientować, że spot przeciwko Dudzie o in vitro zupełnie nie przyniósł oczekiwanego efektu, co potwierdziły wyniki pierwszej tury. Pomimo tego w czasie ostatnich dwóch tygodni znowu było kilka takich ataków albo ze strony sztabu, albo ze strony ludzi, którzy usilnie chcieli pomóc prezydentowi Komorowskiemu - mam tu na myśli pewnego redaktora telewizji publicznej o trzyliterowym nazwisku - co okazało się zupełnie nietrafione.Co będzie dalej z Bronisławem Komorowskim?- To jest bardzo ciekawe pytanie. Postawiłem taką tezę, że po przegranej Bronisława Komorowskiego musi dojść do różnego rodzaju rozliczeń w Platformie Obywatelskiej, które mogą doprowadzić do dekompozycji obozu władzy. Widzieliśmy już w ciągu ostatnich trzech, czterech tygodni, że była pewna rywalizacja pomiędzy Platformą "Komorowską" a Platformą rządową. Tego typu wzajemne oskarżenia mogą się nasilić. - Nie wiem, czy Bronisław Komorowski będzie takim emerytowanym prezydentem jak Lech Wałęsa czy Aleksander Kwaśniewski. Na marginesie, póki co to tylko Aleksander Kwaśniewski jest ciągle niepokonany. To on pozostaje jedynym dwukadencyjnym prezydentem Rzeczpospolitej po 1989 roku.