"Triumf antyunijnej prawicy i obawy Brukseli", "Nacjonaliści na drodze do odzyskania władzy w Polsce", "Polsce grozi orbanizacja, powinien zabrzmieć alarm" - to niektóre reakcje zagranicznych mediów na zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości. Także krajowe tytuły przychylne Platformie Obywatelskiej zareagowały alergicznie na wyniki wyborów. Czy słusznie? Nie ma powodów do pakowania walizek - Po zwycięstwie PO w 2011 roku prawicowe media sprzyjające Prawu i Sprawiedliwości wysyłały podobne komunikaty. Kiedy do parlamentu dostał się Ruch Palikota, ostrzegano o dalszej laicyzacji życia społecznego i większej tolerancji dla osób orientacji homoseksualnej. Minęły cztery lata i w zasadzie nic się nie zmieniło. Kto chce, dalej chodzi do kościoła i posyła dzieci na religię. Komunikaty mediów są przesadzone - podkreśla dr Wojciech Peszyński. A co z ostrzeżeniami o orbanizacji Polski? - Jarosław Kaczyński rzeczywiście jest zapatrzony w premiera Viktora Orbana, a ten wierzy w kryzys demokracji liberalnej i zmierzch liberalizmu. Z wielu względów w tym kierunku nie pójdziemy. Viktor Orban jest zakładnikiem nacjonalistycznej partii Jobbik, trzeciej siły w kraju. Na Węgrzech nacjonalizm jest dużo bardziej wyrazisty. W Polsce nie ma takiego podłoża społecznego. Jesteśmy członkiem UE, co zobowiązuje rząd do bardziej racjonalnego przestrzegania dyscypliny finansów publicznych, dostajemy duże dotacje, zwłaszcza na rolnictwo. PiS może zradykalizować kurs Polski, ale nie na tyle, żebyśmy mieli mówić o orbanizacji, wychodzeniu z UE, czy szukaniu powodów do pakowania walizek i opuszczania kraju - odpowiada nasz rozmówca. Ewa Kopacz nie jest typem przywódcy Zmiana partii rządzącej nie jest zaskoczeniem. Sygnałem, że Polacy nie zaufają po raz kolejny PO były wybory prezydenckie. Bronisław Komorowski przegrał z Andrzejem Dudą, chociaż startował z pozycji zdecydowanego faworyta. - To naturalny proces. Rzadko się spotyka w ustabilizowanej demokracji kraj, w którym po ośmiu latach partia rządzącą dostaje jeszcze jedną legitymację do sprawowania władzy. Do tego lider partii i sprawny polityk nagle opuścił PO i wyjechał do Brukseli, nie zostawiając w kraju następcy, bo każdy, kto mógł konkurować z Donaldem Tuskiem, był natychmiast w partii marginalizowany. Ewie Kopacz nie sposób odmówić ambicji i determinacji w kampanii, ale nie jest politykiem formatu przywódcy państwowego czy nawet partii rządzącej - zwraca uwagę politolog. Rządy Kaczyńskiego to prehistoria Platforma nie wyciągnęła wniosków z przegranej kampanii Bronisława Komorowskiego i nadal straszyła społeczeństwo Prawem i Sprawiedliwością. Ten argument ponownie okazał się chybiony. - W niedzielę do urn poszła spora grupa wyborców, dla których rządy Jarosława Kaczyńskiego to prehistoria. Nie pamiętają mankamentów tej władzy. Poza tym PiS dobrze rozbił argumenty PO chociażby w ostatnim spocie przed wyborami - zauważa dr Wojciech Peszyński. - W Platformie zapomniano, że dla młodych ludzi telewizor to dziś mebel w pokoju czy mieszkaniu rodziców. Oni komunikują się w sieci, głownie w mediach społecznościowych. PiS, tak jak w kampanii Andrzeja Dudy, znacznie lepiej zagospodarowało internet. PiS wytworzyło odpowiedni klimat i wizerunkowe wrażenie zmiany pokoleniowej, chociaż na listach wyborczych tej zmiany już nie widać. Co więcej, kiedy Beata Szydło traciła impet na koniec kampanii, uaktywnił się Jarosław Kaczyński. A PO? Oprócz Ewy Kopacz nikt nie zaprezentował podobnej woli walki. Najwyraźniej po wyborach prezydenckich w partii pogodzono się z rolą opozycji - zaznacza nasz rozmówca. Wybory 2015. Najnowsze wyniki late poll