Werdykt wyborców nie pozostawia złudzeń. W kampanii prezydenckiej z 2015 r. Magdalena Ogórek, wówczas kandydatka lewicy typowana przez Leszka Millera, uzyskała 2,38 proc. poparcia. Tegoroczny wynik, który uzyskał Robert Biedroń, jest jeszcze słabszy i wynosi 2,22 proc. Podczas rozmowy z Interią były premier i europoseł nie krył rozgoryczenia. - To żadna satysfakcja. Jednak pamiętam, jak moi koledzy chłostali mnie biczem przy każdej okazji, twierdząc, że to był tylko mój pomysł. Że to kompromitacja, byliśmy głupi i tak dalej. Celował w tym oczywiście Włodzimierz Czarzasty. Ale wtedy nie mógł sobie pewnie wyobrazić, że coś takiego może zostać powtórzone. I to z jeszcze gorszym wynikiem - przekazał nam polityk. Anna Maria Żukowska, posłanka oraz rzeczniczka Lewicy, o słowach Millera mówi dosadnie: - Nie odpowiadam za fantazje i imaginacje związane z pejczami czy biczami u Leszka Millera. Kto jakie ma skojarzenia, to nie jest mój zakres zainteresowań - usłyszeliśmy. Zdaniem posłanki jest zasadnicza różnica pomiędzy kampaniami Roberta Biedronia i Magdaleny Ogórek. - Kompromitacja związana z kandydaturą Ogórek nie była związana tylko i wyłącznie z jej wynikiem procentowym, ale z tym, jakiego rodzaju działania podejmowała kandydatka w trakcie kampanii i po kampanii. Do tego sprowadzają się pretensje osób związanych z lewicą, wyborców i wyborczyń - uważa Żukowska. Jak mówi, wyborcy "czuli się ośmieszeni nie tyle wynikiem, co brakiem programu lewicowego". Podobnego zdania jest prof. Joanna Senyszyn z SLD: - Sytuacja jest nieporównywalna. Teraz wystawiliśmy jednego z liderów Lewicy. Pięć lat temu był to ogórek wyciągnięty z kapelusza - nie szczędzi złośliwości posłanka. Żukowska idzie o krok dalej od swojej koleżanki. Jak mówi, Magdalena Ogórek "właściwie to wylądowała w PiS". - Poszła na zaprzysiężenie pana Andrzeja Dudy, a krótko później otrzymała intratną posadę w telewizji publicznej. Ogórek w ogóle nie czuje się związana z lewicą i na tym polega kompromitacja - twierdzi Żukowska. Rzeczniczka nie ukrywa, że wynik Roberta Biedronia nie jest satysfakcjonujący dla Lewicy. Nie obawia się jednak o rezultaty podczas wyborów parlamentarnych za trzy lata. - Patrząc na średnią badań sondażowych z kampanii, poparcie wynosiło 10-11 proc., czyli z grubsza taka jak w wynikach parlamentarnych. Poparcie nie spadło z powodu wyborów. Ludzie inaczej oceniali lewicę, inaczej Roberta Biedronia - mówi Interii Żukowska. Zdaniem naszej rozmówczyni Polacy nie chcieli głosować na Roberta Biedronia ze względu na polaryzację między PO a PiS. - Ludzie głosują na mniejsze zło, na kandydata, który ma większe szanse wygrać z PiS - uważa rzeczniczka Lewicy. Jak przekazała Żukowska, na lewicy nie dojdzie do żadnych dymisji w związku z wyborami prezydenckimi. - Należy się spodziewać korekt strategicznych i programowych. Nie będziemy kładli niczyjej głowy pod topór. Za kampanię były odpowiedzialne trzy partie i wszystkie biorą odpowiedzialność za wynik - podsumowała. - Będziemy rozmawiać, szukać przyczyn porażki, ale pięć lat temu nie było ścinania głów. Teraz też się tego nie spodziewam - wtóruje partyjnej koleżance Senyszyn. Próbowaliśmy porozmawiać z Magdaleną Ogórek, ale nie odbierała telefonu ani nie odpisywała na SMS-y. Jakub Szczepański Współpraca: ŁSZ