Jak powiedział prok. Romuald Basiński z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, znane są już pierwsze wyniki sekcji zwłok Kamila L. - Nie ujawniono żadnych oznak śmierci zadanej, żadnych obrażeń, które mogłyby spowodować zgon. Nie odpowiedziano jednak też na pytanie, jaki był mechanizm śmierci - powiedział. W niedzielę wieczorem do policji w Kłobucku zadzwonił anonimowo mężczyzna, który zgłosił awanturę we wsi Grodzisko, gdzie w remizie odbywało się wesele. Gdy patrol przybył na miejsce nie zastając burdy, policjanci weszli do sklepu w tej samej remizie, by zapytać, czy coś się działo i czy potrzebna jest ich interwencja. Za nimi do sklepu wszedł Kamil L., który zaczął obrażać policjantów. Gdy został obezwładniony i skuty kajdankami, do sklepu wszedł Marcin K., który widząc skutego kolegę, również zaczął wyzywać funkcjonariuszy, grozić im śmiercią i szarpać jednego z nich, żądając puszczenia wolno zatrzymanego. Policjanci wezwali posiłki i dwoma radiowozami przewieźli zatrzymanych na komendę w Kłobucku. - Kamil L. siedzi na krześle, ma ręce skute za plecami, w pewnym momencie gwałtownie wstaje, rusza do przodu, upada na twarz, dzieje się z nim coś złego, policjanci próbują go reanimować, jeden z nich ma uprawnienia ratownika - relacjonował Basiński. Policjanci wezwali pogotowie, którego lekarz przejął reanimację, jednak i ona okazała się nieskuteczna. Wezwany na miejsce prokurator zarządził sekcję zwłok, zdecydował też o przejęciu wszelkich działań w tej sprawie. Wyłączenie z nich kłobuckiej policji ma wykluczyć ewentualne wątpliwości co do obiektywizmu. Wobec braku odpowiedzi na pytanie o przyczynę śmierci Kamila L., której nie dała sekcja zwłok, prokuratura zarządziła już badania szczegółowe, m.in. biologiczne. Ich wyniki mają być znane za ok. dwa, trzy tygodnie. Basiński zapewnił, że do działań śledczych została dopuszczona rodzina 25-latka - obejrzała jego ciało przed sekcją, sporządzając dokumentację fotograficzną. W toku śledztwa przesłuchano już m.in. policjantów oraz obsługę sklepu w remizie, która potwierdziła zrelacjonowany przez funkcjonariuszy incydent. Marcin K. zeznał m.in., że krótko przed incydentem pił z Kamilem L. wódkę prosto z butelki oraz że nie pamięta szczegółów przebiegu zajścia z policjantami. Marcinowi K. przedstawiono już zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy publicznych oraz ich znieważenie. Prokuratura zdecydowała o poddaniu go policyjnemu dozorowi, zastosowała też wobec niego poręczenie majątkowe. Za popełnione przestępstwa będzie mu groziła kara do 10 lat więzienia.