Rzecznik bielskiej prokuratury okręgowej prokurator Agnieszka Michulec powiedziała we wtorek, że akt oskarżenia, obejmujący sześć osób, w tym trzy bezpośrednio odpowiedzialne za katastrofę, wpłynął w poniedziałek do Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej. Do wybuchu doszło 4 grudnia 2019 r. Zniszczył on całkowicie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu osób, w tym czworga dzieci. Śledczy ustalili później, że istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom. Mieli wykonać otwarty wykop. Drążyli tunel Prokurator Agnieszka Michulec poinformowała, że zarzuty wobec trzech głównych oskarżonych: Romana D., szefa firmy budowlanej, która zleciła wykonanie przewiertu, Marcina S., operatora wiertnicy, a także jego pomocnika Józefa D., mają związek z pracami przy kładzeniu podziemnego kabla energetycznego. Prowadzić on miał do powstających budynków. - Inwestycja ta prowadzona była metodą przewiertu podziemnego przy użyciu wiertnicy, a zatem niezgodnie z decyzjami starosty bielskiego i burmistrza Szczyrku, a także niezgodnie z projektem budowlano-wykonawczym. Nakazywały one prowadzenie inwestycji metodą wykopu otwartego. Co więcej, te prace były wykonywane niezgodnie z ustaleniami poczynionymi na naradzie koordynacyjnej w starostwie z lipca 2019 r. Ustalono wówczas, że początek prac musi zostać zgłoszony w Polskiej Spółce Gazowniczej, a same roboty muszą się odbywać w obecności jej pracownika i pod jego nadzorem - wskazała Michulec. Dlaczego doszło do wybuchu, który doszczętnie zniszczył budynek? Prokurator dodała, że wykonawca przed rozpoczęciem wiercenia nie sprawdził, jak przebiegają sieci i na jakiej są głębokości. - Prace były prowadzone przy użyciu wiertnicy. Nie zostały przerwane nawet wówczas, gdy około godz. 11. 4 grudnia przewiercono wodociąg, co wskazywało na kolizyjne ułożenie innego uzbrojenia terenu. W efekcie tego doszło później do przewiercenia gazociągu i wypływu gazu, który przez porowate struktury gruntu dopłynął pod budynek. Zgromadził się w przyziemiu. Gdy doszło od odpowiedniego stężenia mieszanki gazu i powietrza nastąpił wybuch. W jego wyniku zawalił się dom i zginęło osiem osób - powiedziała. Michulec wskazała, że od momentu przewiercenia gazociągu do wybuchu minęło siedem minut. - Do przewiercenia doszło o 18:20, a wybuch miał miejsce o 18:27 - powiedziała. "Z pewnością wiedzieli o gazociągu" Rzecznik nie odpowiedziała na pytanie, czy pracownicy w chwili przewiercenia rury, wiedzieli, iż gaz się ulatnia. - Z całą pewnością wiedzieli, że wykonują inwestycję w rejonie, gdzie znajduje się gazociąg. Byli informowani przez mieszkańców. Wiedzieli też, że uzbrojenie uwidocznione jest na mapach. Decyzje nakazujące prowadzenie prac metodą wykopu otwartego były związane z tym, że uzbrojenia były starsze i nie koniecznie zgodne z mapami - wyjaśniła. Prokurator dodała, że w wyniku wybuchu zostało narażone zdrowie i życie również 19 osób z okolicznych domów. Jedna z nich doznała lekkich obrażeń. Uszkodzonych zostało siedem innych budynków i pięć samochodów. Łączne straty materialne w mieniu przekroczyły 1,12 mln zł. Troje pozostałych oskarżonych odpowie za nieprawidłowości przy rozbudowie sieci gazowej, a szczególnie tworzeniu przyłącza do powstającego obiektu. Ta instalacja została później przewiercona. Zdaniem śledczych, nieumyślnie doprowadzili do katastrofy. Położenie gazociągu inne niż na mapie - Ta inwestycja również była wykonywana przy użyciu "kreta", a zatem niezgodnie z projektem budowlanym, a także decyzjami starosty i burmistrza. Inwestorzy dokonali jednocześnie podrobienia 11 dokumentów. Posługiwali się nimi, uzyskując nieuprawniony odbiór techniczny gazociągu, a następnie jego napełnienie gazem. W ten sposób nieumyślnie doprowadzili do katastrofy budowlanej, śmierci ośmiu osób, narażenia 19 kolejnych oraz zniszczeń mienia - zaznaczyła prokurator. Michulec dodała, że ta trójka odpowie za to, że nie wykonała geodezyjnego oznaczenia gazociągu w terenie. Jego położenie odbiegało w istotny sposób od położenia na mapie. Zarzucono im też podżeganie do składania fałszywych zeznań jednego ze świadków.Trzem głównym oskarżonym grozi kara do 12 lat więzienia, a trojgu pozostałym do 8 lat więzienia. - Oskarżeni nie przyznali się do popełniania głównych zarzutów. Jedynie z trójki, która odpowie za m.in. o fałszowanie dokumentów, przyznała się do tego kobieta, a dwa mężczyźni potwierdzili, że podżegali do składania nieprawdziwych zeznań - powiedziała Michulec. Prokurator dodała, że w areszcie nadal przebywa szef firmy zlecającej przewiert. Pozostali oskarżeni są na wolności, pod dozorem policji.Śledczy w sprawie przesłuchali około 80 świadków, niektórych nawet pięciokrotnie. Prokuratura zgromadziła szereg opinii biegłych, m.in. z zakresu geologii i geodezji, budownictwa, gazownictwa oraz genetyki.