Do wybuchu doszło w środę wieczorem. W czwartek około południa burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy poinformował dziennikarzy o apelu lokalnego samorządu, aby w związku z tragedią mieszkańcy uszanowali ją poprzez powstrzymanie się od imprez rozrywkowych - do godz. 24. w niedzielę. Mieszkańcy i turyści mówili jednak w tym czasie dziennikarzom, że niezależnie od formalnego ogłoszenia, w mieście jest już żałoba. Rodzina znana w Szczyrku Jak powiedziała Sabina Bugaj, pracująca w miejskim ośrodku kultury, promocji i informacji, rodzina, która zginęła w tragedii, była znana w Szczyrku i w świecie narciarskim, snowboardowym. "Byli bardzo znani, lubiani. To była rodzina z tradycjami narciarskimi, sportowymi. Mieli rodzinny stok narciarski "Kaimówka", na którym, jak mam 40 lat, to przynajmniej 35 lat jeździłam. Mieli rodzinny interes, jedną z pierwszych wypożyczalni sprzętu narciarskiego, sportowego, serwis sprzętu. Byli trenerami narciarstwa, snowboardu" - wyjaśniała Bugaj. Jak akcentowała, byli to lubiani, otwarci, poważani ludzie. "Mieszkali wielopokoleniowo, ci młodsi, z dziećmi, dziadkowie - my tak żyjemy w Szczyrku. Zawsze budowało się tu duże domy - tyle, ile dzieci, tyle praktycznie pięter, żeby mieszkać razem. Jeszcze wiele takich domów wielopokoleniowych tutaj jest - to był jeden z przykładów, gdzie jeszcze naprawdę wszyscy mieszkali, bo różnie już teraz bywa" - obrazowała. "Oni tu wszyscy mieszkali, to bardzo gęsta zabudowa - taka uliczka. Żyli bardzo blisko razem. A my się tu wszyscy znamy - mamy 5,6 tys. mieszkańców. Wszyscy spotykamy się w kościele, albo w ośrodku zdrowia, na zakupach, na ulicy. Widujemy się praktycznie na co dzień - to mała społeczność, zatem dotyka to wszystkich" - podkreśliła Bugaj. "Ludzie dzwonią z całej Polski" Dodała, że w czwartek mieszkańcy Szczyrku odbierają liczne telefony - od znajomych czy zaprzyjaźnionych turystów. "Ludzie dzwonią z Polski, dokładnie znają tę rodzinę" - wskazała. "Nie było takiej tragedii w Szczyrku - nie było na tak dużą skalę, aby tak duża rodzina zginęła" - oceniła. "To jedna z największych tragedii, jakie spotkały nas do tej pory - taką małą społeczność. Szczyrk jest znany, wydawałoby się, że to kurort, a to wioska: 5,6 tys. mieszkańców. Więc tej skali tragedia dotyka wszystkich. Pominąwszy proceduralną kwestię, żałobę: wszyscy mamy tę żałobę, po prostu. A ludzie chcą w niej pomagać, przyjechać, coś zrobić" - zaznaczyła Bugaj. W pobliże miejsca katastrofy przyszła w czwartek rano pani Wanda, która od blisko dwóch tygodni wypoczywa w pobliskim ośrodku rehabilitacyjnym. "Chciałam po prostu łzę uronić" - mówiła dziennikarzom. "Straszny dzisiaj u nas był smutek na stołówce i w pokojach. Wszyscy tylko o tym mówią. Każdy miał nadzieję, że kogoś żywego wyciągną. Po prostu przeżywamy śmierć tych ludzi" - zadeklarowała. "Żal serce ściska" O wywieszenie przepasanych kirem flag państwowych, a także o powstrzymanie się do niedzieli od organizacji imprez o charakterze kulturalnym, rozrywkowym czy rekreacyjnym - zaapelował w czwartek do mieszkańców Szczyrku burmistrz tego miasta Antoni Byrdy. Burmistrz akcentował również, że to co się stało, jest wyjątkową tragedią dla lokalnej społeczności, o skali nieznanej od lat. Zaznaczył, że osoby, które zginęły w katastrofie to członkowie znanej w Szczyrku rodziny. "To rodzina pracowita, ciesząca się szacunkiem. Cóż więcej można powiedzieć - żal serce ściska. Dopiero teraz do wszystkich zaczyna dochodzić, co się stało. Dzisiaj przychodzi już czas refleksji, to mógł być każdy z nas. Ci ludzie prawdopodobnie w żaden sposób nie zawinili" - zastrzegł. Świadkowie słyszeli potężny wybuch Ofiary tragedii znał m.in. szczyrkowianin, pan Antoni. "Bardzo dobrze się znamy, choć ja jestem starszy. Na nartach razem jeździliśmy, oni prowadzili warsztat, w którym ostrzyli i smarowali narty" - powiedział. "Dzwonił też do mnie pan z Warszawy, który przyjeżdżał na narty, i pyta, gdzie to się stało, co się stało. Mówię mu: tam, gdzie ostrzyłeś te narty, u tego Józka. To znany człowiek" - dodał pan Antoni. Jak powiedział, w środę wieczorem usłyszał potężną eksplozję. "Myślałem, że piec mi wybuchł. Poleciałem na dół do kotłowni i patrzę - wszystko w porządku. Za chwilę już straż, alarm" - opowiadał. Polska Spółka Gazownictwa (PSG) poinformowała w nocy ze środy na czwartek, że "najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy w Szczyrku w środę wieczorem było uszkodzenie gazociągu średniego ciśnienia podczas robót wykonywanych przez firmę AQUA System". Do wybuchu doszło w domu jednorodzinnym oddalonym o niespełna sto metrów od głównej szczyrkowskiej ulicy: Salmopolskiej. Mieszkająca w nim rodzina miała tuż obok, u podstawy zbocza Skrzycznego, własny stok i prowadziła niewielki ośrodek narciarski - z dwoma wyciągami, wypożyczalnią sprzętu i szkółką narciarską. W czwartek rano przy głównej ulicy Szczyrku między wozami straży pożarnej i innych służb stała naczepa firmy AQUA System - z dodatkowym napisem "Przewierty sterowane". Msza w intencji ofiar i ratowników Wieczorem, w szczyrkowskim kościele św. Piotra i Pawła zostanie odprawiona msza w intencji ofiar, ich bliskich, a także ratowników uczestniczących w akcji ratowniczej. O mszy poinformował na swojej stronie internetowej szczyrkowski magistrat. Wcześniej ukazało się tam również zarządzenie burmistrza Antoniego Byrdego z apelem do mieszkańców o wywieszenie przepasanych kirem flag państwowych, a także o powstrzymanie się do niedzieli od organizacji imprez o charakterze kulturalnym, rozrywkowym czy rekreacyjnym.