Jak napisała: "Dziękuję Wam za wszystkie wspólne chwile na kampanijnej drodze. Myślę teraz o tym byśmy zwyciężyli jako naród...". Rezygnacja mecenas Jolanty Turczynowicz-Kieryłło z funkcji szefowej kampanii Andrzeja Dudy nie ma związku z epidemią koronawirusa - podkreślił Adam Bielan, rzecznik sztabu wyborczego prezydenta. "By zaatakować prezydenta, rozpoczyna się kampanię nienawiści przeciw osobom, które mają mu pomóc" - mówiła wcześniej, w czasie kampanii Jolanta Turczynowicz-Kieryłło. Odnosiła się w ten sposób m.in. do publikacji "Gazety Wyborczej", która opisała, jak w 2018 r. kobieta w szarpaninie ugryzła w rękę mężczyznę, który - jak twierdziła - zaatakował ją i jej syna, i dusił ją. Mężczyzna tłumaczył, że do przyjazdu straży miejskiej zatrzymał kobietę i jej syna za kolportaż ulotek mimo ciszy wyborczej. "Mam dokumenty, opinie biegłych lekarzy, że gdybym nie ugryzła tego człowieka, to na pewno mogłyby być skutki dużo gorsze" - powiedziała Jolanta Turczynowicz-Kieryłło. Dodała, że po zajściu ona i jej syn przez kilka miesięcy pozostawali pod opieką psychologa oraz że żadnych ulotek przy niej ani jej synu nie znaleziono. Na początku kampanii wyborczej Turczynowicz-Kieryłło zwróciła również uwagę, mówiąc, że "dowolność korzystania z wolności słowa może prowadzić do zagrożeń, nawet do zagrożeń interesów, które są ważne z perspektywy państwa". "Rzeczywiście, w sprawach, w których bardzo mocno broniłam interesu narodowego, tam zaznaczałam te granice, których uważam, nie można przekroczyć, bo już się nie działa w interesie publicznym, bo już działa się w interesie, który bardzo często jest niezgodny z tym, co uważamy za dobre, za słuszne dla państwa" - zaznaczyła. Za swoje słowa została skrytykowana przez przedstawicieli opozycji, m.in. zdaniem kandydatki PO na prezydenta, wicemarszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, wypowiedź Turczynowicz-Kieryłło, "to taka zapowiedź wprowadzania cenzury".