To co działo się w internecie przez całą wyborczą niedzielę, dostarczyło solidnych argumentów tym, którzy przekonują, że cisza wyborcza to relikt prawny, nieprzystający do realiów mediów elektronicznych. Teoretycznie w trakcie ciszy wyborczej nie wolno podawać wyborczych sondaży, by nie wpływać - mobilizująco lub demobilizująco - na poszczególne elektoraty, a co za tym idzie, na wynik wyborów.Tymczasem internauci już przed kilkoma laty znaleźli sposób na obejście tych przepisów i podawanie wyników, które wyciekają z pracowni przeprowadzającej tzw. exit-polls. W trakcie drugiej tury na Twitterze rozgorzała dyskusja o cenach budyniu i bigosu na bazarku. Nie trzeba detektywa, by szybko zorientować się, że budyń to Andrzej Duda, bigos to Bronisław Komorowski, ceny to procenty, a bazarek - wybory.Kreatywność niezmiennie dopisuje użytkownikom serwisu: wcześniej rozprawiano o cenach kiełbasy krakowskiej (Duda) i myśliwskiej (Komorowski). Do legendy przeszły również dysputy o cenach porów, buraków, koniczyn i ziemniaków w trakcie wcześniejszych wyborów parlamentarnych i samorządowych.