Wybory przebiegają bez żadnych zakłóceń - zapewniono w Gminnej Komisji Wyborczej w Dziwnowie. Dwa tygodnie temu Lisowski i Kozicki mieszkańcy miasta i gminy nie udzielili zdecydowanego, większościowego poparcia żadnemu z siedmiu ubiegających się o ten urząd kandydatów. W pierwszej turze na Kozickiego zagłosowało 464 wyborców, a na Lisowskiego, który o stanowisko burmistrza ubiega się już po raz drugi, swój głos oddało 391 osób. Uprawnionych do głosowania jest 3390 mieszkańców gminy. Poprzedni burmistrz, Kazimierz Libucki zrzekł się mandatu w styczniu tego roku, bo - jak twierdził - nie mógł porozumieć się z radnymi ani z radą. Od tamtego czasu gmina była zarządzana przez komisarza. W tle walki wyborczej w Dziwnowie jest śledztwo prokuratury i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Chodzi o kilkadziesiąt tajnych akt SB i Wojsk Ochrony Pogranicza, które przechowywali członkowie komitetu wyborczego Libuckiego w zeszłorocznych wyborach oraz były oficer WOP. Akta, które powinny trafić do IPN, pochodziły m.in. z teczek tajnych współpracowników SB i WOP. Za ukrywanie takich akt grozi do ośmiu lat więzienia. Według ABW, 15 listopada ub.r. z kontrkandydatem Libuckiego - Markiem Lisowskim - skontaktowali się dwaj członkowie komitetu wyborczego Libuckiego, z sugestią odstąpienia od udziału w wyborach. Ostrzegli, że mają kompromitujące materiały dotyczące jego współpracy z SB, a w przypadku gdyby nie zrezygnował z kandydowania, opublikują je w prasie. Lisowski odmówił, a następnego dnia w lokalnym piśmie ukazał się artykuł ujawniający jego współpracę z tajnymi służbami PRL. Trzy dni później b. oficer WOP Marek K. miał zaproponować Lisowskimu "układ", w myśl którego w zamian za posadę wiceburmistrza, dostarczy dokumenty SB kompromitujące jego kontrkandydata - miały to być dokumenty poświadczające współpracę Libuckiego z SB. Libucki mówił w grudniu ub.r., że nic nie wie o takim szantażu. Przyznał, że rozmówcy Lisowskiego byli członkami jego komitetu wyborczego, ale jeśli szantażowali Lisowskiego to "nie z jego inspiracji i bez jego wiedzy". Libucki zapewnił, że nie był agentem w PRL. Lisowski przyznał zaś, że nim był. Śledztwo wszczęto po tym, jak do Prokuratury Rejonowej w Kamieniu Pomorskim wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w związku z próbą szantażu jednego z kandydatów na burmistrza.