Szef ludowców na podstawie danych z 99,78 obwodów w skali kraju uzyskał 2,37 proc. poparcia (457 tys. głosów). Dało mu to piąte miejsce. Taką samą lokatę prezes PSL zajął w regionie świętokrzyskim. W województwie jeszcze do niedawna rządzonym przez PSL, Kosiniak-Kamysz otrzymał 19 494 głosy (3,18 proc.). Przegrał nie tylko z Andrzejem Dudą, Rafałem Trzaskowskim i Szymonem Hołownią, ale też kandydatem Konfederacji Krzysztofem Bosakiem, który zajął czwartą pozycję i dostał ponad 23 tys. głosów więcej. "Wynik poniżej naszych aspiracji i oczekiwań, wobec proporcjonalnego wkładu pracy. Nasz kandydat jako pierwszy rozpoczął kampanię. Bardzo dużo pracował, jeździł i promował swój program. Niestety emocje wzięły górę nad, jak sądzę, analizą programu. Bardziej lubimy głosować przeciw czemuś, a nie za czymś" - powiedział Jarubas. Przyznał, że idea porozumienia między Polakami, którą forsował Kosiniak-Kamysz, nie zyskała akceptacji większości społeczeństwa. "Jak się okazało, Polacy z jednej strony mówią, że są przeciwko kłótniom polityków, ale cenią ich i promują za takie waleczne usposobienie. Może takich przekazów u nas brakło. Nasz kandydat bardziej starał się skoncentrować na merytoryce i propozycjach programowych. Okazało się, że te propozycje programowe mają mniejsze znaczenie dla wyborców" - powiedział europoseł. Dodał, że wyniki wyborów dają wiele do myślenia. We wtorek debatować nad tym będą władze PSL. "Będziemy się zastanawiać nad przyszłością. Na pewno, to co chcemy kontynuować, to budowanie formuły Koalicji Polskiej, czyli gromadzenia wokół centrowych środowisk, różnych organizacji i formułowanie oferty umiarkowanego centrum. Myślę, że Polska potrzebuje takich polityków, którzy nie tylko walczą z sobą, ale potrafią dla dobrych projektów podawać sobie ręce" - powiedział Jarubas, który jest zawiedziony wynikiem Kosiniaka-Kamysza w regionie świętokrzyskim. Przyznał, że "jest on poniżej naszych aspiracji i potencjału organizacyjnego w województwie". "Zabrakło jakiejś wyrazistości i emocji" "Jestem bardzo zawiedziony, ale absolutnie nie próbuję winić wyborców, bo to oni podejmują decyzje i każdy ma prawo kierować się własnymi pobudkami. Mimo że nasza oferta była dobrze oceniana, a w niektórych sondażach drugiego wyboru Władysław Kosiniak-Kamysz był pokazywany jako ten, do którego ludzie mają zaufanie, to jednak czegoś zabrakło" - powiedział szef ludowców w woj. świętokrzyskim. "Na ostatnim etapie kampanii, kiedy bardziej polaryzują się stanowiska, zabrakło może jakiejś wyrazistości i emocji. Głównie na postawie tych emocji ludzie podejmują decyzje" - dodał wiceprezes PSL. Podkreślił, że Kosiniak-Kamysz "nie ma sobie zbyt wiele do zarzucenia, bo włożył w tę kampanię bardzo dużo pracy". "On wierzy rzeczywiście w potrzebę budowania porozumienia między Polakami. Jednak temperatura sporu politycznego dwóch zwalczających się plemion, PiS-u i anty PiS-u, jest tak duża, że obawiam się, co się może w Polsce dziać dalej. Te rowy podziałów są głęboko wykopane, co widać na co dzień w rodzinach, społeczeństwie i samorządach. Boję się, żeby nie doszło na tym tle do jakiegoś dramatu" - podkreślił Jarubas. Przyznał jednocześnie, że oferta PSL nie trafiła do społeczeństwa i stronnictwo musi z tego wyciągnąć wnioski. "W PSL nie dojdzie do wymiany prezesa" Jarubas jest przekonany, że w Polskim Stronnictwie Ludowym nie dojdzie do wymiany prezesa. "Władysław Kosiniak-Kamysz, jak mało który z liderów w historii, ma mocną pozycję. Gdyby nie pracował, gdyby przeszedł obok tej kampanii, ale on włożył całe swoje serce. Tylko ten przekaz, który formułowaliśmy okazał się nie najmocniejszy. Stoimy obok niego i będziemy go wspierać" - zapewnił europoseł, który przytoczył słowa piłkarza ręcznego, byłego reprezentanta kraju Michała Jureckiego: "Jak walczysz, to możesz przegrać, jak nie walczysz, to już przegrałeś". Jak mówił, Władysław Kosiniak-Kamysz podjął walkę, ale nie udało mu się wygrać. Dodał, że polityka to ciągły sprawdzian. "Polityka poznaje się po tym, jak potrafi się podnieść po porażce. W bardzo trudnej sytuacji potrafił w ostatnich wyborach wprowadzić do Sejmu 30-osobowy klub. To był sukces, teraz poszło gorzej. Ale jak to w życiu" - powiedział Jarubas. Zaznaczył, że teraz najważniejsze jest, "aby ten wybór, którego Polacy dokonają za dwa tygodnie, był dobrym wyborem dla Polski".