W rozmowie z "GW" Biedroń wyraził przekonanie, że w nadchodzących wyborach prezydenckich "Lewica pokaże swoją siłę". "Widzę pełną mobilizację. Ostatnie dni spędziłem na ulicach, rozmawiając z ludźmi. Wszyscy będą państwo zaskoczeni. Biedroń będzie czarnym koniem tych wyborów" - stwierdził kandydat Lewicy. "Jestem silny chłopak" W wywiadzie przypomniano wynik Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich w 2015 r. (2,38 proc.), który "uznano za kompromitację". Biedroń był więc pytany, czy jeśli spełnią się czarne scenariusze, "machnie ręką na politykę". "Nie. Ja jestem silny chłopak, który naprawdę długą drogę przeszedł, żeby być tu, gdzie jest. Wielu mówiło, że ktoś taki jak ja, z takimi marzeniami o równej Polsce, nie ma szans zajmować się polityką. Zostałem posłem, prezydentem miasta, liderem partii, europosłem. I teraz walczę, by zostać prezydentem Polski" - powiedział. Pytany, dlaczego poparcie w sondażach stopniało, odpowiedział, że nie wie, czy tak jest i - jak dodał - sondaże są "kompletnie niemiarodajne". "Zamiast bawić się w sondaże, zakasałem rękawy. Jeżdżę po Polsce. Wynik wyborów prezydenckich jest nieprzewidywalny. Badania jedno, wybory drugie. Wierzę, że tak będzie w niedzielę" - podkreślił Biedroń. Apel do elektoratu Kandydat na prezydenta przyznał też, że na ocenę kampanii przyjdzie czas po drugiej turze wyborów. "Czas na podsumowanie będzie po wyborach. Teraz wszystkie ręce na pokład. Każdy głos nieoddany na Lewicę przez wyborcę lewicowego osłabi Lewicę. Apeluję, byśmy w pierwszej turze solidarnie się wspierali i oddali na mnie głos" - powiedział. Pytany, na kogo będzie głosował w drugiej turze, jeśli do niej dojdzie, odparł że nie wie, kto w niej będzie. Wyraził jednocześnie nadzieję, że będzie to on. "Więc chętnie zagłosuję na siebie" - dodał.