Czaputowicz na konferencji podsumował informacje dot. głosowania za granicą w drugiej turze wyborów prezydenckich. Mówił, że do wyborów zgłosiła się duża liczba Polaków; podkreślał, że w związku z pandemią koronawirusa przeprowadzenie całego przedsięwzięcia było dużym wyzwaniem. Jak przekonywał, zakończyło się ono sukcesem. "Rozesłaliśmy pakiety wyborcze, 480 tys. pakietów wyborczych, z czego 399 tys. 360 kopert uzyskaliśmy z powrotem, co stanowi 83 procent. To bardzo dobry wynik, zaskoczył nas tak dobry odzew Polaków, ale i także sprawność systemu, bo przypomnę, że cztery lata wcześniej, podczas wyborów w 2015 r. ten zwrot wynosił 66 procent" - powiedział szef MSZ. Podkreślił, że chciałby skonfrontować się z krytyką, z którą spotkał się MSZ. "Widzimy naszym zdaniem niesprawiedliwe, nieuzasadnione twierdzenia w mediach społecznościowych, niektórych mediach ogólnopolskich, że zmarnowało się albo zaginęło tyle głosów. Można powiedzieć, że osiemdziesiąt kilka procent to nie wszystkie głosy, które wróciły, ale nigdy nie miało tak być" - powiedział. "Niektóre głosy nie zostały uwzględnione" Jak zaznaczył, są tu różne grupy osób. Pierwsza, jego zdaniem najważniejsza - która nie była zainteresowana dalszym udziałem w wyborach, już w drugiej turze, bo np. ich kandydat już nie był w niej uwzględniony, druga grupa, do której pakiet nie dotarł, bo były na urlopie i nie były zainteresowane w odbiorze pakietów. "Jest i trzecia grupa, i o tym możemy rozmawiać i w wielu przypadkach, jak czytamy w mediach społecznościowych, te głosy mogły nie dotrzeć na czas, ale to nie wina MSZ, który wysłał wszystkie głosy w terminie ustawowym lub nawet wcześniej, ale zdarza się w każdym państwie, także i w Polsce, że poczta i niektórzy listonosze mogą nie zdążyć, mimo, że mają takie zobowiązanie. Więc ubolewamy z tego powodu, że niektóre głosy nie zostały uwzględnione. Bo jesteśmy przekonani - sama statystyka na to wskazuje - że może tak być" - powiedział szef MSZ. "Ale nie jest prawdą, co się tutaj sugeruje, że MSZ działał celowo i wspierał jednego kandydata, a nie drugiego. Bo nawet ta frekwencja wygląda inaczej: zwrot kopert był większy w Europie, gdzie wygrał Rafał Trzaskowski - o ile pamiętam 87,2 procent - niż w Stanach Zjednoczonych (...) więc to jest zupełnie sprzeczne z tą logiką, by MSZ miał wpływać na wynik" - dodał Czaputowicz. "Składam to na karb pewnej nerwowości" Podczas wieczoru wyborczego Rafała Trzaskowskiego szef Platformy mówił o sygnałach, które docierały do niego w związku z wyborami za granicą. "Setki Polaków mówiły, że nie dostali kart do głosowania, mamy sygnały, że nawet w krajach, gdzie nie trzeba było wysyłać kart, one były wysyłane; (...) to jest wielka porażka państwa, porażka rządu i ministra spraw zagranicznych" - powiedział Budka. Według niego szef MSZ powinien podać się do dymisji. Pytany o słowa lidera PO Czaputowicz powiedział na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie, że "trudno mu komentować". "Jest to proces wyborczy, emocje bardzo duże i tutaj składam to na karb pewnej nerwowości, oczekiwania na wynik ostateczny, na pewne nadzieje jeszcze na odwrócenie wyniku wyborczego. One się według mnie stąd biorą" - powiedział szef MSZ. Zaznaczył, że nie angażował się w spór polityczny podczas kampanii wyborczej i teraz również chce pozostać osobą "niezaangażowaną". "Unikałem wypowiedzi w czasie kampanii wyborczej, ale oczywiście są też analizy wskazujące być może na trochę inną taktykę lidera opozycji. Być może te wybory by się inaczej zakończyły, na pewno to nie są kwestie związane z wyborami, natomiast to nie jest moja rola, żeby (...) podawać jakieś rozwiązania, czy sugestie, czy wyjaśniać przyczyny porażki, ale jest rzeczą naturalną, że szuka się różnych tutaj winnych" - stwierdził minister. Dodał, że na pewno winni w tej sprawie nie są wyborcy za granicą. W niedzielnej II turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda zdobył 51,03 proc. (10 mln 440 tys. 648 głosów), uzyskując reelekcję. Kandydat KO Rafał Trzaskowski osiągnął wynik 48,97 proc. (10 mln 18 tys. 263 głosy).