Zamieszanie, jakie wybuchło wokół debaty prezydenckiej, nie gaśnie. Zarówno Rafał Trzaskowski, jak i Andrzej Duda zgodnie twierdzą, że chcą rozmawiać, jednak do tej pory nie udało się tych chęci sprowadzić do wspólnego mianownika. Kandydat KO chciał wziąć udział w debacie dla czytelników Onetu, Wirtualnej Polski i widzów TVN i TVN24, a ubiegający się o reelekcję prezydent zaprasza do debaty TVP w Końskich. "TVN chciał organizować debatę, ale dogadali się najpierw z Rafałem Trzaskowskim i zażądano, żebym ja się stawił. (...) Jeżeli pan Trzaskowski biegnie do stacji, która na co dzień popiera go, prywatnej w dodatku, która ma zagranicznego właściciela i razem z tą stacją dyktują mi, jako prezydentowi, ale także kandydatowi w wyborach, kiedy i gdzie mam przyjść na debatę, to jest to złamanie wszystkich zwyczajów, jakie były do tej pory" - powiedział Andrzej Duda w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w Polsat News, komentując powody swojej odmowy udziału w debacie. W odpowiedzi kandydat KO stwierdził m. in. w rozmowie z TVN 24 oraz we wpisie na Facebooku, że prezydent "stchórzył" i "ogłosił walkower". Andrzej Duda jak dezerter, zyskuje Trzaskowski Dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego przypomina w rozmowie z Interią, że debaty wynikają z pewnej kultury politycznej, umowy i są potrzebne do pełnego zaprezentowania kandydatów. - Szacuje się, że to wydarzenie mogłoby obejrzeć około 20 milionów odbiorców w telewizji i internecie. Na to się pan prezydent obraża i z tego rezygnuje? - ocenia ekspertka. - Zważywszy na polskie standardy, to naprawdę bardzo dużo. Zwłaszcza, że w mediach internetowych odbiorca jest nieco inny i w inny sposób się to rozchodzi - dodaje. - Mam nadzieję, że do debaty prezydenckiej "jeden na jeden" mimo wszystko dojdzie. Nie wykluczam, że rozwiązanie zaproponują sami sztabowcy Andrzeja Dudy, widząc, jakie skutki wywołała odmowa udziału w debacie. Prezydent jest teraz przedstawiany w sieci jako dezerter - mówi politolog i podkreśla, że na aktualnych wydarzeniach zyskuje kandydat opozycji, który chciał stanąć w szranki z Andrzejem Dudą. Debata na neutralnym gruncie? Andrzej Olechowski w rozmowie z Interią zaproponował inne wyjście z tej sytuacji. - Z inicjatywą debaty mogłaby wyjść instytucja kompletnie niezależna, oddalona od politycznego sporu. To łatwe do zorganizowania, bo potrzebne są dwa krzesła, dwie szklanki wody i prowadzący. Wszystkie telewizje mogłyby ją bezpośrednio transmitować. A taką niezależną instytucją zawsze w debatach politycznych były uczelnie wyższe. Apeluję więc do rektora Uniwersytetu Warszawskiego, żeby wyszedł z taką inicjatywą. Jeśli nie on, może też to zrobić rektor innego uniwersytetu. A obu politykom byłoby trudno odrzucić taką inicjatywę - zaapelował w rozmowie z dziennikarzem Interii Łukaszem Szpyrką. Pytana o propozycję dr Anna Materska-Sosnowska, przypomina, że taka sytuacja miała miejsce w 1995 r. Jak przyznaje, zorganizowanie debaty nie jest żadnym problemem. - Problemem jest to, żeby kandydaci chcieli na nią przyjść. Czy Andrzej Duda by się zdecydował? Myślę, że w grę wchodzą tu inne, poważniejsze względy - nie "gdzie i kto", tylko "jak" - mówi Interii dr Materska-Sosnowska. Politolog przypomina przy okazji debatę zorganizowaną przed pierwszą turą wyborów w TVP. Jak przyznaje, nie spełniała ona żadnych norm. - Właśnie dlatego kolejna debata, którą telewizja publiczna chce zorganizować w Końskich, najpewniej znów nie miałaby nic wspólnego z normami i zasadami, jakich byśmy oczekiwali - podkreśla. "Owoce języka Andrzeja Dudy będą szkodliwe dla obywateli" Politolog z UW zwraca przy okazji uwagę na inną, ważną kwestię: - Prezydent Andrzej Duda, sposobem odmowy udziału w debacie obraża nie tylko swojego konkurenta, ale obywateli oraz media, dzieląc je na te "dobre" i te "złe". Te z którymi "będzie rozmawiał" i te, z którymi nie. - Co istotne - używa do tego bardzo specyficznego języka. On, "inteligent z Krakowa", innych dzieli na "warszawkę" czy "krakówek" i pogardza elitami, sam do nich przynależąc. Takie wypowiedzi nie przystoją ubiegającemu się o reelekcję prezydentowi - mówi dr Materska-Sosnowska. - Andrzej Duda jest nie tylko kandydatem, ale przede wszystkim prezydentem. W moim przekonaniu, owoce takiego języka i podziału, który stwarza, będą szkodliwe dla obywateli - podkreśla politolog. Dr Materska-Sosnowska prognozuje, że takie działania Andrzeja Dudy, jak i jego sztabu, wpłyną na wynik wyborów. - Kampania przed II turą polega na tym, kto popełni mniej błędów. W przypadku Andrzeja Dudy codziennie mamy negatywny przekaz. Oczywiście w mediach prorządowych, w elektoracie PiS-u, to się nie przebija, a czasem możemy wręcz usłyszeć, że "dobrze im powiedział" - mówi ekspertka. "Nieprawdopodobne, do jakiego momentu doszliśmy" Odnosząc się do konsekwencji takich wypowiedzi dr Materska-Sosnowska przywołuje incydent, do którego doszło 30 czerwca na Mazowszu. Na nagraniu, które trafiło do sieci, widać, jak 46-letni mężczyzna zrywa z posesji plakat wyborczy kandydata KO Rafała Trzaskowskiego i odgraża się właścicielce domu. - Nieprawdopodobne, do jakiego momentu doszliśmy. To jest niebezpieczne, a na to pracują politycy i w takich przypadkach to zawsze będzie większa wina rządzących niż opozycji - podsumowuje politolog.