- Otwieramy nowy etap współpracy politycznej. Być może zmieni on układ na scenie politycznej - odpowiedział szef Ligi. "Rz": Czy po to chcecie zmieniać ordynację i wprowadzić możliwość blokowania list w wyborach parlamentarnych? R.G.: Właśnie tak. Tym bardziej że doświadczenia związane z ordynacją samorządową są pozytywne. Nie boi się pan, że PiS się zgodzi na zmiany w ordynacji, a kiedy przyjdzie co do czego, to wystawi was do wiatru i nie pójdzie z wami do wyborów? Może tak być, ale może też tak być, że to my nie będziemy chcieli wspólnego bloku. Ryzyko jest po każdej ze stron. Ale przypomnę, w jakiej atmosferze była podpisywana umowa o blokowaniu w wyborach samorządowych. Najpierw PiS i Samoobrona zwymyślały się od chamów i warchołów, a chwilę później po cichu przypieczętowały blokowanie. Już teraz ogłosicie wspólny start w wyborach parlamentarnych? Na takie deklaracje jest dziś za wcześnie. Każdy z partnerów wie, że tak może być, ale wcale nie musi. Jeszcze jest przed nami test w sprawie eurokonstytucji i tarczy antyrakietowej. Stanowisko wspólne będzie trudne do uzgodnienia. Nie wiemy więc, co będzie za dwa lata. Jest oczywiste, że Platforma nie może zblokować list z SLD, a koalicja już zapłaciła cenę za współpracę. Drugi raz za to nie zapłaci. To nasza przewaga nad PO. Niewykluczone, że nasza koalicja będzie rządzić nie tylko w tej, ale i kolejnej kadencji Sejmu. Skoro tak, to dlaczego PiS ciągle straszy wyborami? PiS to przede wszystkim Jarosław Kaczyński. A on zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że żadnych przedterminowych wyborów nie będzie. Mówienie o nich jest elementem budowania wizerunku przez PiS. Ktokolwiek zna Sejm, wie, że nie da się skrócić kadencji. I nawet gdyby Donald Tusk z Jarosławem Kaczyńskim, Wojciechem Olejniczakiem, Andrzejem Lepperem i ze mną siedli i ustalili, że będą wybory, to nikt tego nie przegłosuje.