Jabłoński przedstawiał na posiedzeniu senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i UE informację MSZ na temat przebiegu wyborów prezydenta RP w 2020 roku przeprowadzonych za granicą. Było to już kolejne posiedzenie komisji w tej sprawie. Wiceszef MSZ podkreślił, że przygotowanie tegorocznych wyborów odbywało się w warunkach bezprecedensowych ze względu na pandemię koronawirusa. Zaznaczył, że z tego powodu ograniczona była liczba lokali wyborczych oraz liczba komisji, gdzie odbywało się liczenie głosów. "Po pierwszej turze nieco przedłużyło się zliczanie głosów w kilku obwodach w Wielkiej Brytanii i to był zasadniczy skutek, w wyniku którego PKW musiała oczekiwać kilka godzin dłużej na podanie oficjalnych wyników" - mówił. Według wiceszefa MSZ "nie miało to żadnego wpływu ani na wynik wyboru, ani na możliwość oddania głosu" Zaznaczył, że MSZ, organizując głosowanie za granicą, kierowało się reżimami sanitarnymi w poszczególnych krajach i regionach. Jak mówił, dotyczyły one przede wszystkim przemieszczania się i gromadzenia się, dostępności do budynku i możliwości ich wynajmu. "Wszystkie te czynniki zewnętrzne, niezależne od rządu, od MSZ, od naszych placówek, miały bezpośredni wpływ na organizację wyborów za granicą, w tym na liczbę możliwych do utworzenia obwodów" - podkreślił Jabłoński. W II turze zostały dodane dwa obwody wyborcze. 415 tys. ważnych głosów Jak stwierdził, w pierwszej turze utworzono 167 obwodów, a w drugiej 169, dodając dwa: w Dubaju i Kuwejcie. "Ta liczba wynikała z bardzo szczegółowej, ponawianej kilkukrotnie analizy sytuacji" - wyjaśnił Jabłoński. Wyraził satysfakcję, że mimo "niespotykanych w historii utrudnień wyborcy w nienotowanej wcześniej liczbie wzięli udział w głosowaniu". Wiceszef MSZ podał, że w pierwszej turze głosowania w obwodach za granicą oddano ponad 311 tys. ważnych głosów, a w drugiej turze - 415 tys. ważnych głosów. "Zdecydowana większość wyborców skorzystała z głosowania korespondencyjnego. Ze względu na uwarunkowania epidemiczne w 20 krajach możliwe było wyłącznie głosowanie w takiej formie, wśród nich znalazły się kraje, w których zamieszkuje największa liczba naszych obywateli: Wielka Brytania, Niemcy, Stany Zjednoczone, Irlandia, Niderlandy i Norwegia" - powiedział. Wysłano w sumie ponad 823 tysięcy pakietów wyborczych Zaznaczył, że "przygotowanie głosowania korespondencyjnego dla tak dużej grupy wyborców stanowiło bezprecedensowe wyzwanie dla urzędów konsularnych". "Nasze urzędy przygotowały i wysłały w pierwszej turze ponad 343 tys. pakietów wyborczych, w drugiej turze - ponad 480 tys. pakietów. Przygotowanie i wysyłka tych pakietów przed drugą turą zajęła pięć dni, czyli o dwa dni krócej niż przewiduje termin ustawowy" - stwierdził. Jak podał, łącznie w obu turach konsulaty wysłały ponad 823 tys. pakietów wyborczych. Jabłoński stwierdził, że powodzenie głosowania korespondencyjnego "w pewnej części jest uzależnione od skutecznego działania poczty". Zapewnił, że ambasadorowie i konsulowie podjęli wszelkie możliwe działania, by współpraca z lokalnymi operatorami pocztowymi odbyła się w sposób jak najsprawniejszy. Jednak, jak dodał, w tak masowym procesie, jakim jest wysłanie, a następnie odbiór ponad 823 tys. pakietów zdarzały się operatorom pocztowym pomyłki. "Dane liczbowe, które podsumowują obie tury głosowania jasno wskazują, że procent kopert zwrotnych, które wyborcy odesłali do urzędów konsularnych, był w tych wyjątkowych, trudnych, niespotykanych wcześniej warunkach znacząco wyższy niż w wyborach prezydenta w 2015 roku" - stwierdził Jabłoński. W pierwszej turze tegorocznych wyborów było to 86,7 proc., a drugiej - 83 proc. odesłanych pakietów. W wyborach w 2015 r. było to w pierwszej turze 80,5 proc. oraz w drugiej - 66 proc. Jak mówił, w Wielkiej Brytanii w drugiej turze w tegorocznym głosowaniu wróciło 83 proc. kopert zwrotnych (w 2015 r. 59 proc.), w Niemczech 86 proc. (w 2015 r. 76 proc.), w USA 82 (w 2015 r. 72 proc.), w Norwegii 77 proc. (w 2015 r. 43 proc.). "Teza, jakoby wyborcy głosujący korespondencyjnie masowo zostali pozbawieni możliwości głosowania, nie znajduje potwierdzenia w liczbach. Zdarzały się przypadki, że z winy poczty czy błędu polegającego na podaniu w formularzu niewłaściwego adresu pakiet wyborczy nie dotarł do adresata, dotarł zbyt późno, ale to były przypadki nieliczne, niemające charakteru masowego" - zapewnił wiceszef MSZ. Jakie były problemy? Jabłoński zaznaczył, że były też kwestie, które "w odbiorze wyborców pewnie stanowiły problem". Pierwszym z nich - mówił - była konieczność zgłaszania w obwodach, gdzie możliwe było głosowanie wyłącznie korespondencyjne, zamiaru takiego głosowania przez wyborców, którzy zapisali się do spisu wyborców przed wejściem w życie ustawy dotyczącej wyborów planowanych na 10 maja. Minister podkreślił, że została podjęta szeroko zakrojono akcja informacyjna skierowana do tej grupy. Problemem okazał się też, mówił minister, brak mechanizmu umożliwiającego wyborcom zmieniającym miejsce zamieszkania po pierwszej turze, głosowanie w drugiej turze w obwodzie, gdzie istniała tylko możliwość głosowania korespondencyjnego. "Zaświadczenia o prawie do głosowania (poza miejscem zamieszkania - red.) wydawane przez konsulów czy urzędy gmin umożliwiają co do zasady głosowanie osobiste. Tam, gdzie to nie było możliwe, rzeczywiście nie było możliwości skorzystania z tej możliwości" - mówił. Problemem był też, zaznaczył Jabłoński, termin zgłaszania zamiaru głosowania korespondencyjnego w drugiej turze dla wyborców, którzy nie zapisali się do spisów przed pierwszą turą. Zaznaczył, że ustawodawca pozostawił na to tylko jeden dzień. "Jednocześnie nie mamy sygnałów, by istotna liczbowo grupa wyborców nie miała możliwości dopisania się do spisów w drugiej turze" - stwierdził. Podkreślił, że spośród 727 wniesionych do Sądu Najwyższego protestów w związku głosowaniem w obwodach za granicą, SN za zasadne uznał jedynie osiem. Wiceprzewodniczący komisji Marcin Bosacki (KO) zwracał uwagę na niemożność porównywania ze sobą danych dotyczących głosowania korespondencyjnego w wyborach w 2020 r., kiedy to w wielu obwodach za granicą była to jedyna możliwa opcja oddania głosu, z danymi sprzed pięciu lat, kiedy większość wyborców oddała głos osobiście. Przewodniczący komisji Bogdan Klich (KO) podkreślił, że różnica pomiędzy liczbą wysłanych pakietów wyborczych a tymi, które zostały ostatecznie przyjęte przez komisje wyborcze, to ponad 80 tysięcy. "Przy takim zaangażowaniu Polonii w proces wyborczy, niespotykanym wcześniej, ona miała swoje znaczenie" - powiedział Klich.