Według gazety - albo bezpiecznik uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga. W tym ostatnim przypadku załoga powinna zweryfikować obwody zasilania. Takiej czynności nie ma jednak w instrukcji. Potrzebny zapis z czarnych skrzynek System awaryjny wypuszczania podwozia ma swój bezpiecznik w szafie za pilotami. Jeśli jest on wyłączony, dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Jeśli w tym elemencie nastąpiłoby przeoczenie, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek, z których z dużą dokładnością można odczytać czas ewentualnego zaniku zasilania w obwodzie awaryjnym. Nie można też wykluczyć, że bezpiecznik został prawidłowo sprawdzony przez załogę, był załączony, ale uległ uszkodzeniu i system awaryjny nie mógł zadziałać. Próbowali, ale się nie udało Na podstawie dotychczasowych ustaleń wiadomo, że - mimo wielu prób podejmowanych przez załogę - zarówno system hydrauliczny wypuszczania podwozia, jak i elektromechaniczny system awaryjny nie zadziałały. Załoga sugerowała, że po nieudanej próbie wielokrotnie powtarzana była cała sekwencja działań opisana w instrukcji samolotu. Zawsze z tym samym skutkiem - podwozie pozostawało schowane. Chwilowy problem czy blokada systemu? "Nasz Dziennik" zastanawia się, dlaczego ostatecznie system awaryjny nie zadziałał w powietrzu, a dzień po awaryjnym lądowaniu udało się go uruchomić i wypuścić podwozie z kokpitu. Wskazuje, że piloci komentujący wypadek mówili o tym, iż system awaryjny nie jest używany i być może na połączeniach elektrycznych mógł wystąpić chwilowy problem, którego służby techniczne nie były w stanie zweryfikować podczas rutynowych kontroli. Gazeta stwierdza także, że mogło również dojść do blokady systemu, która po wylądowaniu została wyeliminowana. Źródło: East News