"Gazeta Wyborcza" napisała w ubiegłym tygodniu, że prezes PKN Orlen Daniel Obajtek, w czasach, gdy był wójtem Pcimia, "chciał wykończyć firmę swojego wuja. Choć jako samorządowiec nie mógł tego zrobić, kierował w tylnego siedzenia konkurencyjną spółką. Potem skłamał w tej sprawie przed sądem". Gazeta przekonuje, że dowodem na to są nagrania rozmów Obajtka, które ujawniono. Teraz "Gazeta Wyborcza" publikuje wywiad z Romanem Lisem, wujem Obajtka. "Mnie się to nie mieściło w głowie. Jak ja tyle pomogłem temu człowiekowi, żeby on mnie potrafił tak określać i w ten sposób o mnie mówić. To przekracza moją wyobraźnię. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem, żeby ktoś pod moim adresem używał choćby jednej dziesiątej tych przekleństw, których on używał wobec mnie" - mówił Lis o taśmach. Jak przyznał, taśmy przyniósł mu do firmy syn. "I potem je odsłuchaliśmy. Chociaż ja nawet nie odsłuchałem taśmy w całości, bo mój stan nerwowy nie mógł tego wszystkiego znieść, że on potrafił w stosunku do mojej osoby się tak wypowiadać" - oburza się wuj Obajtka. Lis jest zaskoczony doniesieniami, że Obajtek dążył do zniszczenia jego firmy. "To było dla mnie coś niesamowitego. Bo w tej firmie pracowała jego rodzina, jego znajomi, których on kiedyś pozatrudniał, a postępując w ten sposób, dążył do likwidacji zakładu. A zatem ci ludzie, w większości z mojej miejscowości, zostaliby pozbawieni pracy. I on w ten sposób chciał tę moją firmę zniszczyć. To było dla mnie niezrozumiałe, tam pracowała jego matka, jego wujek, kuzyn. I jeszcze szereg ludzi z jego najbliższej rodziny, wszyscy byli w jakiś sposób z firmą związani" - przyznaje. Wuj Obajtka powiedział w wywiadzie, że w dużej mierze to on wprowadził go w świat biznesu. "Mój syn nie wymagał takiej opieki jak on. Uczyłem go, jak się ubierać, jak się zachowywać. Przecież on nie umiał nic. Doradzałem mu we wszystkim, uważałem, że był bardzo zaangażowany w pracę, i nabierałem coraz większego zaufania. Dziś powiedziałbym, że wyrządził mi wielką krzywdę. I że zrujnował relacje rodzinne" - twierdzi na łamach "Gazety Wyborczej". "Dowiedziałem się o jego majątku, który nijak miał się do jego dochodów. Wiedziałem, że te pieniądze muszą pochodzić z nielegalnego źródła, a najprawdopodobniej, to właśnie z mojej firmy" - powiedział Lis. Orlen: Tezy niemające potwierdzenia w faktach Przypomnijmy, że do rewelacji "Gazety Wyborczej" odniósł się PKN Orlen. W oświadczeniu przekazano, że artykuł pt. "Taśmy Obajtka" zawiera nieprawdziwe informacje, szereg bezpodstawnych sugestii i manipulacji, które wprowadzają w błąd opinię publiczną. "Stawiane w artykule tezy, niemające potwierdzenia w faktach, a oparte na nagraniach których pochodzenia, integralności, czasu i okoliczności utrwalenia nie sposób stwierdzić, uderzają w wizerunek PKN Orlen jak również naruszają dobre imię prezesa Daniela Obajtka. Publikacja ma na celu zdyskredytowanie prezesa zarządu spółki w momencie, gdy prowadzone są kluczowe inwestycje rozwojowe i procesy akwizycyjne" - napisano. Podkreślono, że wobec Daniela Obajtka, pełniącego od lutego 2018 roku funkcję prezesa zarządu PKN Orlen, żaden sąd nie wydał wyroku stwierdzającego popełnienie jakiegokolwiek przestępstwa. "Zwracamy również uwagę, że zgodnie z przepisami oświadczenia majątkowe Prezesa Zarządu Daniela Obajtka były jawne do 2016 roku. Prezes Daniel Obajtek składał je rokrocznie od wejścia w życie przepisów obligujących go do tego - najpierw jako wójt, później jako prezes ARiMR" - podał PKN Orlen. "Należy też podkreślić, że kontrolę oświadczeń majątkowych prezesa Daniela Obajtka za lata 2002-2013 przeprowadziło CBA i nie dopatrzyło się żadnych uchybień. W związku z tym, że w artykule wykorzystano fragmenty nagrań rozmów z bliżej nieokreśloną osobą, które dodatkowo powstały bez zgody oraz wiedzy prezesa PKN Orlen, poddamy je analizom prawnym" - czytamy w oświadczeniu.