Gazeta przytacza listę nazwisk polityków mogących zmienić swoje partie. Otwiera ją Wojciech Olejniczak (SLD), a dalej są na niej Ryszard Kalisz (SLD), Paweł Poncyliusz, Joanna Kluzik-Rostkowska i inni liberałowie z PiS. Zdaniem gazety, politycy "do wzięcia" atrakcyjne miejsca mogą znaleźć tylko w PO. "Tuż przed wyborami samorządowymi i rok przed parlamentarnymi zawsze coś zaczyna się dziać" - zauważa politolog dr Bartłomiej Biskup. Chodzi przede wszystkim o miejsca na listach wyborczych. "W naturalny sposób partyjni kontestatorzy są typowani do potencjalnych transferów" - dodaje Biskup. Jak zauważa "Rzeczpospolita" nazwisko polityka w kontekście możliwego transferu pojawia się głównie wtedy, gdy ten ma kłopoty. Tak jest teraz m.in. z Markiem Migalskim, który opublikował na swoim blogu krytyczny pod adresem Jarosława Kaczyńskiego list otwarty. "Nigdzie nie będę przechodził, bo to wbrew mojej lojalności i poglądom. Mogę z Platformą współpracować, ale jako polityk PiS, a nie członek PO. Poza tym straciłbym całą wiarygodność, bo mój dotychczasowy wizerunek budowałem na krytyce PO" - komentuje jednak te plotki Migalski. Mówiąc o politycznych transferach politolog dr Wojciech Jabłoński używa słowa - casting. "To rodzaj szukania pracy politykom. Sposób na autokreację. Do niedawna mistrzem dodawania sobie znaczenia metodą rozpuszczania pogłosek był Kazimierz Marcinkiewicz (były premier w rządzie PiS - red.)" - mówi "Rzeczpospolitej" Jabłoński.