Jak poinformowała rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak, podczas cotygodniowego spotkania omawiano m.in. działania służb, wojewody i przebieg samej akcji. "Zarówno komendant główny PSP (Wiesław Leśniakiewicz), jak i komendant główny policji (Marek Działoszyński) zwracali uwagę na zaangażowanie w akcję lokalnych władz, ochotniczych straży pożarnych, a także mieszkańców, którzy pomagali, jak tylko mogli" - mówiła Woźniak. Zaznaczyła, że z wstępnych analiz wynika, iż pierwsi ratownicy byli na miejscu już siedem minut po katastrofie. "Jednym z pociągów, który uległ katastrofie, jechali też m.in. policjant i strażak. Oni od początku włączyli się w akcję ratowniczą" - dodała. Jak zaznaczyła, zarówno minister, jak i komendanci zastanawiali się także, czy podobne akcje przebiegałyby równie sprawnie w innych województwach. "Województwo śląskie jest pod tym względem wyjątkowe. Tu bowiem dochodziło już do różnego rodzaju katastrof, dlatego system ratownictwa działa bardzo sprawnie" - powiedziała Woźniak. Dodała, że szef PSP zapewnił, iż tego typu akcje podobnie przebiegałyby także w innych rejonach kraju. Zgodnie z obowiązującymi procedurami to właśnie oficer straży pożarnej jest na miejscu katastrofy odpowiedzialny za koordynację akcji ratowniczej. Z wstępnych podsumowań - zaznaczyła Woźniak - wynika również, że w akcji brało udział ponad 450 strażaków i ok. 400 policjantów. W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z przeciwnej strony poruszał się pociąg Przemyśl-Warszawa. Oba składy miały razem 11 wagonów. Zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych. W związku z katastrofą w poniedziałek zatrzymano dwóch dyżurnych ruchu. Na razie nie przedstawiono im żadnych zarzutów.