Śledztwo wszczęto z paragrafu mówiącego o uszkodzeniu ciał dzieci poczętych lub rozstroju zdrowia zagrażającego ich życiu poprzez zaniechanie przechowywania zarodków w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego, w warunkach krioprezerwacji (przechowywanie komórek lub tkanek w ujemnej temperaturze). Za przestępstwo to grozi kara grzywny lub do dwóch lat pozbawienia wolności. Z doniesienia, które wpłynęło do prokuratury wynika, że pojemnik służący do przechowywania zarodków znaleziono w prywatnej klinice okulistycznej w Poznaniu, która jeszcze kilka lat temu oprócz działalności okulistycznej, zajmowała się leczeniem bezpłodności i stosowała procedurę in vitro. Szef kliniki domniemywa, że mogły tam być przechowywane zarodki. Według doniesień medialnych osiem lat temu zrezygnowano w tej klinice z leczenia niepłodności, a trzy lata temu klinika zmieniła właściciela i to nowy właściciel zawiadomił prokuraturę o znalezionym pojemniku. - Nie można ocenić na podstawie samego doniesienia czy w tym wypadku doszło do przestępstwa bez przesłuchania świadków czy sprawdzenia dokumentów, a takie czynności można wykonać tylko w śledztwie, a nie w czynnościach sprawdzających - wyjaśniła Mazur-Prus. We wtorek prokuratura przesłuchała szefa kliniki, który złożył doniesienie. - Przesłuchanie nie wniosło nic nowego ponad to, co napisano w doniesieniu. Musimy teraz sprawdzić, do czego ten pojemnik służył. Nie wiemy, czy kiedykolwiek w pojemniku tym znajdowały się zarodki - powiedziała prokurator.