Był jednym z około 2200 członków Sonderkommando - żydowskich niewolników SS, którzy musieli odprowadzać Żydów do komór gazowych. Potem ich zadaniem było spalić ciała, zebrać złote plomby i kobiece włosy i wrzucić popiół do pobliskiej rzeki. "Często myślałem o wejściu tam z innymi, aby położyć temu kres, ale zawsze zemsta przeszkadzała mi w tym: chciałem i chcę żyć, pomścić śmierć taty, mamy i mojej kochanej siostrzyczki" - pisał. Opisał, jak Niemcy zainstalowali rury, aby komora gazowa wyglądała jak kabina prysznicowa. "Kanistry z gazem zawsze były dostarczane w niemieckim Czerwonym Krzyżu z dwoma esesmanami, a potem przez otwory wrzucano gaz - i pół godziny później zaczęła się nasza praca, wciągnęliśmy ciała niewinnych kobiet i dzieci". Z jego zapisków jasno wynika, że spodziewał się umrzeć w obozie. Zapiski były jego przesłaniem dla świata zewnętrznego. 66 lat później pewien polski student leśnictwa przypadkowo odkrył termos z zapiskami na głębokości około 40 cm podczas kopania na budowie. Cudem Nadjari przeżył Auschwitz i deportację do obozu koncentracyjnego Mauthausen w Austrii. Po wojnie ożenił się i przeprowadził do Nowego Jorku.