Jednymi z pierwszych osób na miejscu katastrofy kolejowej pod Szczekocinami koło Zawiercia byli - prócz strażaków - mieszkańcy okolicznych wsi. Jak relacjonowali, wybijali szyby i pomagali opuszczać rozbite wagony poszkodowanym, na miejsce przynosili też ciepłe rzeczy. "Staraliśmy się pomagać wychodzić z pociągu ludziom, którzy byli w stanie to zrobić. Sam dowiedziałem się o wypadku od siostry. Przybiegłem tu, bo mieszkam niedaleko. Widzieliśmy wiele osób, które nie mogły wydostać się z pociągu, staraliśmy się wybijać szyby w oknach, by im to ułatwić" - mówił pan Adam, który sam przy tym został niegroźnie ranny. Wraz z innymi mieszkańcami wyciągnął on z pociągu dziewczynę i dwóch pokiereszowanych mężczyzn. Jego znajomi przynieśli na miejsce katastrofy m.in. koce i ciepłe rzeczy. "Trzeba było wszystko, siedzenia, rwać. Odcinaliśmy te płyty razem ze strażakami - nożycami musieli wycinać, bo inaczej nie dostaliby się (do rannych). Wszystko było zmasakrowane, zgniecione. Siekierami musieliśmy przecinać, żeby wydostać tamtych ludzi" - relacjonował w rozmowie z reporterem RMF FM jeden z mieszkańców, który pospieszył na miejsce katastrofy z pomocą. "Tego widoku nie zapomnimy do końca życia. To było przerażające" - powiedziały dwie kobiety, z którymi rozmawiała reporterka RMF FM. Strażak, który był na miejscu jako jedna z pierwszych osób, mówił dziennikarzom o "piorunującym wrażeniu". "Skala zniszczeń jest olbrzymia" - podkreślał. Razem z kolegami widział ludzi stojących w przedziałach, pomagał wyciągnąć trzech poszkodowanych pasażerów - niektórzy poszkodowani nie dawali znaku życia. "Szok" - powtarzał strażak. Relacje osób, które przeżyły katastrofę Jeden z podróżnych, który nie odniósł poważniejszych obrażeń, powiedział PAP, że jadący pociągiem w pewnej chwili usłyszeli potężny huk i pospadali z siedzeń. "Potem widzieliśmy zmiażdżonych ludzi, poprzyciskanych siedzeniami, widzieliśmy fragmenty ciał w pociągu i poza nim" - relacjonował pasażer. "Pół metra ode mnie zakończyła się strefa maksymalnego zgniotu. Pociąg się w tym momencie przerwał. Z przedziału przede mną wyjmowano ciała... Miałem nieprawdopodobne szczęście. To, że mam drobne rany na rękach i nogach i trochę strat materialnych, wydaje mi się teraz cudem, w który nie do końca potrafię uwierzyć" - to anonimowa wypowiedź mężczyzny dla portalu Gazeta.pl. Przeżył on katastrofę kolejową - siedział na końcu ostatniego wagonu 1. klasy. "Nie było gwałtownego hamowania, tylko to uderzenie. Nagle zrobiło się ciemno i pociąg stanął. Kazano nam nie wychodzić" - powiedział TVN24 Dariusz Wiśniewski, który jechał pociągiem TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy. "Kiedy wyszliśmy, zobaczyliśmy co się stało: rannych, zabitych. Nie wierzyłem. Pierwszy raz coś takiego zobaczyłem. To była miazga" - przyznał. "Boli mnie wszystko. Mam uraz głowy, nogi, a podobno jestem jedną z najlżej rannych. Nic nie pamiętam i nie chcę pamiętać. Leżałam na fotelach i to mnie uratowało. Wszystko zostało w pociągu, nie mam kurtki, nie mam butów, mam przy sobie tylko zegarek" - powiedziała portalowi Gazeta.pl około 35-letnia kobieta, jedna z pasażerek, która jechała pociągiem. "Poleciałem na osobę, która siedziała przede mną. Zaczęło nami rzucać, lataliśmy jak torby. Potem był swąd, dźwięk zgniatanego metalu i piski. A my modliliśmy się tylko żeby nas nie przewróciło" - relacjonował TVN24 mężczyzna, który jechał pociągiem TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy. Dr Agnieszka Bratkiewicz ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej o poszkodowanych w katastrofie kolejowej: - Skutki psychologiczne są uzależnione od emocji, które towarzyszą podczas przeżywania katastrofy. Osoby, które uczestniczyły w traumatycznym zdarzeniu mogą przez okres do sześciu miesięcy odczuwać negatywne wrażenia. W przypadku większości osób okres ten trwa dwa-trzy miesiące. Chodzi o powracające obrazy związane katastrofą, mogą się one pojawiać na jawie, w śnie, jako natrętne myśli. Może nastąpić także unikanie elementów związanych z katastrofą np. pociągów, tramwajów, czy innych środków transportu. Czasem skojarzenia są bardzo odległe mogą np. dotyczyć munduru konduktora, czy kawy, która kojarzy się z pociągowym barem. Osoby, które przeżyły katastrofę mogą być negatywnie pobudzone, nerwowe. Większość osób dochodzi w pełni do zdrowia i nie wymaga pomocy psychologicznej. Ważne, by uświadomić im, że przez jakiś czas mogą odczuwać negatywne objawy, ale one miną. Tacy ludzie powinni przebywać wśród bliskich, niektórzy chcą opowiadać o katastrofie - inni nie, nie można do tego zmuszać. Jednak w niektórych przypadkach, gdy objawy utrzymują się, przechodzą w depresję, utratę sensu życia, poczucie panicznego lęku, konieczna będzie pomoc specjalistyczna". RMF24: Najpierw myślisz, że żyjesz, a chwilę później...