Jan Mokrzycki, wiceprezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii Był przede wszystkim harcerzem. Od lat młodzieńczych aż do śmierci propagował idee harcerskie: prawdę, patriotyzm, odwagę. Tęsknił za Polską, za krajem, który zmuszony był opuścić w młodości. Myślę, że właśnie dlatego starał się stworzyć Polskę tutaj, w Londynie. Paradoksalnie jednak najwięcej zrobił dla emigrantów reprezentując ich w Polsce. Ryszard był bardzo skromnym człowiekiem. Nigdy nie wydawało mu się, że jest kimś wyjątkowym. Był jedną z tych osób, do których zawsze podchodzi się z ogromnym szacunkiem. Swoją postawą świecił przykładem. Jego zachowanie było wzorowe. Zawsze mówił i robił to co trzeba. Pod tym względem był szalenie eleganckim człowiekiem. Również z powodu swoich staroświeckich manier. Pomimo energii zużywanej na działalność społeczną zachowywał w życiu balans - nigdy nie brakowało mu czasu dla rodziny. Ludzie często mówią o Ryszardzie Kaczorowskim w liczbie pojedynczej, ale ja zawsze myślę o nim w kontekście Państwa Kaczorowskich. To niesamowite, ile uczucia, zrozumienia i wsparcia odnaleźć można było we wzroku Ryszarda, gdy patrzył na swoją żonę Karolinę. Przez wszystkie lata swojego małżeństwa był w niej bezgranicznie zakochany, zresztą z wzajemnością... Jak każdy przyzwoity harcerz, Ryszard nie palił. W czasach, kiedy palenie w miejscach publicznych nie było jeszcze oficjalnie zabronione w Wielkiej Brytanii, ciągle kłóciliśmy się o papierosy. Nasze biurka w POSK-u dzieliła od siebie cieniutka ściana i jak twierdził Ryszard, wyczuwał dym z każdego papierosa, który paliłem u siebie. Dr Olgierd Lalko, prezes POSK Czuwaj Druhu Prezydencie! Wspominam go głównie jako starszego instruktora w harcerstwie. Dla mnie i innych harcerzy zawsze był Druhem Prezydentem. Starał się brać udział we wszystkim zjazdach i spotkaniach organizowanych lub reprezentowanych przez harcerzy. Jako instruktor był wymagający. Pamiętam uroczystość na 40-lecie bitwy pod Monte Cassino. Byłem wtedy komendantem wyprawy harcerskiej. Pech chciał, że spóźniliśmy się wówczas na główną część tej uroczystości. Prezydent Kaczorowski był mocno z tego faktu niezadowolony, czego nie omieszkał dać nam odczuć. Z harcerstwa pozostało mu również upodobanie do perfekcyjnego wyglądu. Nie tylko sam zawsze był elegancki, ale zwracał też uwagę na postawę i ubiór innych ludzi. Wszyscy pytali go zawsze dlaczego ciągle do tej Polski jeździ. Robił to nawet w wieku 90-ciu lat. Odpowiadał wtedy, że jako prezydent ma niepowtarzalną okazję, żeby tłumaczyć Polakom w kraju, dlaczego emigracja niepodległościowa pozostaje poza granicami. Myślę, że ten cel głoszenia prawdy o własnym pokoleniu emigrantów motywował go w dużym stopniu do wielkiej aktywności. Wiedział, że jeśli on tego nie zrobi, ta prawda się zatrze. Kiedy Premier Donald Tusk przyjechał do ambasady w Londynie żeby podziękować emigrantom za wsparcie i zaufanie, słyszałem jak prezydent Kaczorowski życzył mu, aby w Polsce wreszcie było inaczej. Miałem wrażenie, że miał poczucie, iż ta Polska, którą obecnie mamy, nie jest tą, o której marzyliśmy, walcząc o niepodległość. Małgorzata Mrozińska