, z liczącymi sześćset stron załącznikami, był wczoraj głównym tematem spekulacji w kuluarach . Z ustaleń "Dziennika" wynika jednak, że lista nie istnieje. W raporcie, który leży w tajnej kancelarii komisji do spraw służb specjalnych, są za to nazwiska dziennikarzy manipulowanych lub inspirowanych przez WSI. - Niektórzy mogli nawet nie wiedzieć, że wojskowi podsuwają im rozmówców, którzy zgłaszali się z ciekawymi newsami - mówi informator "Dziennika". Jedna z opisywanych spraw dotyczy głośnej prywatyzacji z lat 90. Służbom zależało, by promowana przez nie teza znalazła się w prasie. - To dowód, że WSI próbowały wpływać na gospodarkę - dodaje rozmówca "Dziennika". "Dziennikowi" udało się dowiedzieć, jak jest skonstruowany słynny raport. Pierwsza część mówi o podstawach prawnych i technicznej stronie działalności komisji likwidacyjnej. Najciekawsza jest część druga, opisująca operacje, w których WSI miały przekraczać prawo. W tym rozdziale wiele miejsca likwidatorzy poświęcili oddziałowi Y, czyli głęboko zakonspirowanej komórce w służbach wojskowych. Trzecia część dokumentu jest poświęcona rozliczeniu majątku, którym dysponowało WSI, a także środków operacyjnych.