Trzeba więc zachować najwyższą czujność: wszak wróg czai się wszędzie. Grajewskiego zlustrowano (w "Życiu Warszawy" oczywiście, to obok telewizyjnej "Misji specjalnej" gazeta specjalizująca się w tym procederze, rzec można misyjna) na okoliczność współpracy z WSI po 1990 roku. Sam Grajewski zaprzecza, przypomina, że jako członek kolegium IPN był dokładnie prześwietlany i mówi, że czeka na raport o likwidacji WSI. MON wydało oświadczenie, że Grajewski jakoś tam współpracował i miało to charakter patriotyczny, w co chętnie wierzę. Mogło się przecież zdarzyć, że historyk, specjalizujący się także w problemach służb specjalnych (na temat służb rosyjskich napisał nawet doktorat) robił jakieś analizy dla WSI. Czy byłoby w tym cokolwiek nagannego? Robił to przecież dla służb niepodległego państwa. Czy ma się dziś tego wstydzić? Dla namiętnych lustratorów, a także dla tych wszystkich, którzy w takim zachwycie popierają likwidację WSI, jako organizacji w jakiś szczególny sposób zbrodniczej, nie mając przeważnie pojęcia o czym mówią i piszą, zauroczeni słowotokiem ministrów Wassermanna i Macierewicza, nie ma to większego znaczenia. Agent jest agentem i takim pozostanie. Tu nie ma przebacz. Weszliśmy w świat paranoi. Idąc tym tropem należy zlikwidować ABW i Agencję Wywiadu i wszystko ujawnić. Dlaczego tylko Andrzej Grajewski ma być napiętnowany (bo bez względu na okoliczności zawsze będzie grupa tych, którzy uznawać go będą za agenta), a agenci ABW i AW nie? Czym się różnią? Może nawet są gorsi, bo donoszą i sterują życiem politycznych za pomocą rozlicznych przecieków, jeżeli są ulokowani na przykład w mediach. Może są nawet bardziej niebezpieczni niż dawni esbecy i ich TW? Proces likwidacji WSI pachnie wielkim skandalem. Nie tylko ze względu na przecieki i pomówienia. Także dlatego, że piętnuje się ludzi, którzy współpracowali już po 1990 roku, a przypomnijmy, że przecież te służby są miedzy innymi dzieckiem braci Kaczyńskich, którzy wówczas znajdowali się w otoczeniu prezydenta Lecha Wałęsy. Również dlatego, jak mówią członkowie sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, którzy zapoznali się z tak zwanym raportem, że jest on niewiele wart, a szkody likwidacyjne są nie do odrobienia. Polska nie ma wywiadu, ani kontrwywiadu w czasie gdy nasi żołnierze z służą w zagranicznych misjach jadą na wojnę do Afganistanu. Cała likwidacja jest pokazem absurdalnej amatorszczyzny. Ponadto kto będzie współpracował z kimś tak niepoważnym, że dla politycznego celu demaskuje swych współpracowników, najcenniejsze aktywa? To są opinie właśnie posłów z tej speckomisji i wcale nie tych w SLD, których można byłoby podejrzewać, że chcą coś kryć, także tych z innych ugrupowań. Nikt jednak nie ma odwagi powiedzieć tego głośno, pod nazwiskiem. Wszyscy czekają, że opublikowanie raportu wreszcie ową weryfikację i likwidację skompromituje, a po zmianie władzy ktoś będzie musiał stanąć przed Trybunałem Stanu. Na razie głośno mówią głównie "tajni" członkowie komisji weryfikacyjnej, tacy jak panowie Woyciechowski (słynny astronom od listy Macierewicza) i Cenckiewicz (gniewny historyk z IPN). Byli tak tajni, że ich nazwisk, podobno w obawie przed zamachem, minister Macierewicz nie chciał nawet ujawnić posłom z komisji. Tymczasem oni biegają po gazetach i nie mając nic do powiedzenia, przede wszystkim użalają się na swój ciężki los. Opisują z jaką to straszną hydrą się zmagali. Czy taką jak Andrzej Grajewski? A swoją drogą, ciekawe czy ktoś kiedyś wyjaśni dlaczego te WSI stały się wrogiem publicznym numer 1 braci Kaczyńskich, ministra Wassermanna i Jana Rokity pospołem? Przypisywane im zbrodnie gdzieś się rozmywają, prokuratura nie została zawalona doniesieniami o przestępstwach, epatuje się nas jakimś głupstwami, że agenci byli w "Locie". A gdzie mieli być? Cywilni robili w nafcie, wojskowi z lotnictwie i przy handlu bronią. Tak się dzieje wszędzie na świecie. U nas ma być inaczej. U nas ma nie być żadnych służb. Wyjąwszy pewnie specsłużbę Mariusza Kamińskiego, czyli własną, PiS- owską.