Specjalnie dla INTERIA.PL Marek Lasota z Biura Edukacji Publicznej krakowskiego IPN-u przybliża szczegóły polityki władz komunistycznych wobec Kościoła w Polsce. - Polityka wobec Kościoła była realizowana w jednym celu. Chodziło o jego osłabienie, a wręcz uzależnienie od władzy państwowej. Przyjęto tu taktykę działań falowych polegającą na stopniowym dzieleniu Kościoła i odrywaniu od niego tych oddzielonych fragmentów. Prawdopodobnie pomysł wyszedł od samego Stalina, który miał świadomość, że polski Kościół był instytucją silną, której nie da się zniszczyć jednym uderzeniem. Pion wyznaczony wyłącznie do rozpracowania Kościoła istniał w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych od końca lat 40-tych. Dopiero w 1962 wyłoniono Departament IV MSW przeznaczony do inwigilacji, rozpracowywania i ograniczania działań Kościoła. Miał on swoje terenowe odpowiedniki w każdej komendzie wojewódzkiej w postaci Wydziału IV. Ich odpowiednikami w komendach powiatowych, a później rejonowych były tzw. Referaty IV. Równolegle do SB działał pion wyznaniowy administracji państwowej. Jego centralną instytucję stanowił Urząd Do Spraw Wyznań. Działania tych dwóch ośrodków koordynował Wydział Administracyjny KC PZPR. Wszystko to pokazuje, że działania zarówno SB jak i urzędników były realizacją wytycznych partii komunistycznej. Strategię wobec Kościoła można podzielić w czasie. Do 1955 roku można mówić o okresie bezpośredniej przemocy fizycznej w stosunku do księży. Na początku lat 50-tych w więzieniach UB znajdowało się ok. 1000 duchownych. Jeden z nich został skazany na śmierć za współpracę z podziemiem antykomunistycznym. W latach 60-tych agresję fizyczną zastąpiły działania administracyjne, takie jak odmowy dokonywania remontów obiektów sakralnych, zakaz budowania nowych kościołów i działania wręcz absurdalne, jak chociażby aresztowanie kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Do tego dochodziła silna akcja propagandowa. Duchowieństwo polskie było jedyną grupą społeczną, poddaną tak drobiazgowej inwigilacji. Jednym z pierwszych kroków, w myśl taktyki komunistów, było wyodrębnienie w łonie duchowieństwa tzw. księży patriotów, którzy złożyli deklarację lojalności wobec władzy państwowej. Była to grupa głównie starszych duchownych, którzy mieli za sobą ciężkie doświadczenia wojenne. Często powodował nimi strach i dlatego godzili się na współpracę z SB. W pewnym momencie stanowili 10 procent kleru. Służba Bezpieczeństwa koncentrowała swój werbunek w pewnych kluczowych środowiskach. Po pierwsze była to kuria biskupia, po drugie seminarium duchowne, a po trzecie środowiska świeckie zbliżone do kleru. W Krakowie był to krąg skupiony wokół Tygodnika Powszechnego i Znaku. Do zwerbowanie księdza często wystarczył jego drobny błąd, jak chociażby spowodowanie wypadku drogowego. Zastraszonego księdza zmuszano wtedy do podpisania zobowiązania do współpracy. Kiedy już ochłonął najczęściej informował o tym biskupa i konsekwentnie odmawiał dalszych kontaktów. Często to wystarczyło, żeby zostawić go w spokoju mimo, że nadal pozostawał w ewidencji. Z drugiej strony znajdowali się księża, którzy godzili się na pełną współpracę wierząc, że donosząc SB działają dla dobra polskiego Kościoła i ojczyzny. Z SB nie dało się prowadzić żadnej gry. To byli profesjonaliści, którzy wiedzieli, co chcą osiągnąć. Dla władzy komunistycznej każda informacja była ważna, a każdy pretekst dobry do pozyskania kolejnego informatora. Starania i odbiór paszportu stanowiły doskonałą okazją do próby zwerbowania informatora. Każdy kto się po niego zgłaszał mógł stać się potencjalnym kontaktem operacyjnym. Otrzymania paszportu nie można jednak utożsamiać z donoszeniem bezpiece. Not. Jakub Kwiatkowski