W trakcie gali na Zamku Królewskim przemówienie wygłosił m.in. Petro Poroszenko, prezydent-elekt Ukrainy. "Jestem przekonany, że Krym odzyska swą wolność, będzie znowu ukraiński, a Ukraina będzie razem z Krymem" - powiedział. Prezydent Bronisław Komorowski przedstawił sylwetkę Mustafy Dżemilewa. Podkreślił, że solidarności w sposób szczególny potrzebuje dzisiaj Krym, Tatarzy krymscy i Ukraina. "Chcemy ją dać także poprzez wręczenie nagrody wiernemu synowi narodu tatarskiemu, wiernemu obywatelowi niepodległej Ukrainy" - zaznaczył prezydent. Komorowski przypomniał, że porozumienie w Jałcie było momentem, "kiedy w sposób ostateczny żelazna kurtyna oddzieliła nas od Europy". "Cieszy nas, że wolność, która rozpoczęła zwycięski marsz w Polsce w 1989 r. i później, uzyskała wsparcie, a nie obojętność, pełne zrozumienie i solidarność wolnego świata Zachodu" - mówił prezydent. Jak przekonywał, trzeba mieć świadomość, że "chociaż porozumienia z Jałty przeszły do lamusa historii, to ich skutki pod wieloma względami trwają do dnia dzisiejszego". Według prezydenta Komorowskiego "do rangi symbolu urasta fakt, że Jałta - miejscowość na Krymie - jest także świadkiem powrotu Tatarów krymskich, którzy stali się ofiarami systemu stalinowskiego". "Wtedy wydawało się, że to może być proces +na zawsze+, ale wystarczył ledwo lekki wiatr wolności w czasie pierestrojki, aby Tatarzy zaczęli wracać na Krym, tam gdzie ich korzenie, gdzie groby ich przodków" - powiedział prezydent. Podkreślił, że jednym z tych, którzy "działali na rzecz prawa Tatarów do przekreślenia stalinowskiej polityki narodowościowej" był właśnie Dżemilew - "radziecki dysydent, ukraiński polityk, tatarski przywódca i patriota, lider społeczności Tatarów krymskich". "Ironią losu jest, że historia zatoczyła tak dramatyczne koło" - dodał Komorowski. Jak mówił, postawa Dżemilewa oznaczała dla niego "szykany i konieczność opuszczenia Krymu w czasach Związku Sowieckiego i oznacza to samo dzisiaj - niemożność życia na Krymie, tam gdzie tradycje, marzenia, emocje, groby przodków". Pierwszy przywódca Solidarności Lech Wałęsa, który towarzyszył Komorowskiemu przy wręczaniu nagrody, zachęcał Dżemilewa do dalszej, pokojowej walki. "Dziękujemy panu za piękną, pokojową, mądrą walkę, która na razie nie skończyła się zwycięstwem, a więc dziękujemy i jednocześnie prosimy: Walcz pan dalej! Ta nagroda ma zachęcać pana i innych do walki w tym stylu" - mówił. Jak podkreślił, jest przekonany, że zwycięstwo musi nastąpić, dlatego że - mówił - "świat posunął się tak daleko, że walczenie w starym stylu, to, co robi dzisiaj Rosja, jest tak śmieszne, że tylko nam nabija guzów i krwi trochę upuści, a nie ma najmniejszej szansy na zwycięstwo". "Jeśli chcemy przyspieszyć zwycięstwo, musimy być solidarni, musimy działać spokojnie, bez bufonady" - stwierdził Wałęsa. Dżemilew, dziękując za wyróżnienie, powiedział, że jest za nie wdzięczny cały jego naród. Zaznaczył, że nagrodę tę ocenia nie jako nagrodę dla jednostki, lecz jako "nagrodę dla bohaterskiego ruchu narodowo-demokratycznego - jednego z najbardziej masowych ruchów wśród wszystkich ruchów na przestrzeni radzieckiej". Zaznaczył, że przez pół wieku istnienia ruch ten "nigdy nie zastosował przemocy, terroru i zabójstw, działał tylko za pomocą metod demokratycznych; nie przelał ani jednej kropli ludzkiej krwi". Nagrodę uznał za "duże moralne wsparcie". "Zawsze tego wsparcia potrzebowaliśmy" - dodał. "Ale teraz to wsparcie jest potrzebne jak nigdy wcześniej. Nasze państwo ukraińskie jest w niebezpieczeństwie" - podkreślał. Laureat zaznaczył, że historyczna ojczyzna krymsko-tatarskiego narodu jest dziś okupowana przez kraj, który zgodnie z budapeszteńskim memorandum z 1994 r. zobowiązał się do zagwarantowania bezpieczeństwa i nienaruszalności terytorium Ukrainy. "Nie wiemy, jak długo będzie kontynuowana okupacja naszej ziemi i poniżanie naszego narodu. Ale jestem stanowczo przekonany, że w dużej mierze będzie to zależeć od poziomu solidarności narodów świata w walce przeciwko międzynarodowemu bandytyzmowi i rozbojowi; przeciwko tym, co siłę wojenną stawiają powyżej prawa i sprawiedliwości, którzy w XXI wieku zachowują się wobec własnych sąsiadów jak konkwistadorzy w wieku XVI" - mówił. Szef MSZ Radosław Sikorski, który był inicjatorem Nagrody Solidarności, powiedział: "Polacy wiedzą, ile krwi, potu i łez trzeba włożyć w budowanie demokracji, dlatego pragnę w stronę laureata, ale też wszystkich obrońców praw człowieka na świecie skierować słowa, które są parafrazą pierwszych wierszy hymnów narodowych tak Polski, jak Ukrainy: Jeszcze wolność nie zginęła, póki wy żyjecie!". Zaznaczył, że Nagroda Solidarności im. Lecha Wałęsy "jest jedynym na świecie wyróżnieniem przyznawanym przez państwo, które dzieli się doświadczeniami udanej transformacji od dyktatury po demokrację". Szef dyplomacji Szwecji Carl Bildt mówił m.in. o kijowskim Majdanie, który "kiedyś był jednym z placów w jednym z europejskich państw, a dziś jest symbolem idei i nowej wiary w wolność, demokrację i Europę". "Majdan jest dzisiaj z nami, dzisiaj nas inspiruje tak, jak to robił kiedyś Gdańsk" - dodał. O inspiracji polską drogą mówił też prezydent-elekt Poroszenko. Według niego 25 lat polskiej wolności to dla Ukrainy znakomity przykład jak budować niezależne, niepodległe i demokratyczne społeczeństwo. Podkreślił, że tysiące Tatarów, którzy pozostali na terytorium okupowanym, stoją w obliczu katastrofy humanitarnej. "A mimo wszystko czujemy to zjednoczenie i jedność. Uważam, że to zwycięstwo demokracji, zwycięstwo wolnych wyborów. Jestem przekonany, że będziemy w stanie pokazać, że demokracja będzie się rozwijać na Ukrainie, Ukraina pójdzie w ślady Europy. Jestem przekonany, że Krym odzyska swą wolność, będzie znowu ukraiński, a Ukraina będzie razem z Krymem" - mówił. Uznał, że walka Ukraińców jest walką o wolność, demokrację i spełnienie aspiracji Ukraińców, pragnących dołączyć do Europy. "To właśnie dlatego pół roku temu miliony ludzi wyległy na Majdan. Zapłaciliśmy za to ogromną cenę, widzieliśmy Niebiańską Sotnię, która oddała życie za rewolucję w czasie trwania tej rewolucji, i dziś każdego dnia musimy płacić ogromną cenę. Codziennie zarówno cywile, jak i żołnierze ukraińscy giną z ręki agresora i najeźdźcy" - powiedział. W gali uczestniczyło ok. 350 gości, m.in. zaproszeni na obchody Święta Wolności 4 czerwca szefowie państw i rządów, działacze dawnej opozycji antykomunistycznej, przedstawiciele Kościoła oraz obrońcy praw człowieka z całego świata. Zasiedli w Sali Asamblowej i Sali Senackiej Zamku Królewskiego. Galę uświetnił koncert pianisty Leszka Możdżera. Na początku zebrani obejrzeli spot promujący nasz kraj, który jest emitowany m.in. w BBC i CNN. O tym, jak przez ostatnie 25 lat zmieniła się Polska, opowiada w nim wybitny fotograf Chris Niedenthal, autor słynnej fotografii "Czas apokalipsy" ze stanu wojennego. Po gali odbyła się uroczysta kolacja w Arkadach Kubickiego, w której wziął udział również prezydent USA Barack Obama.