Jak czytamy we "Wprost", Paweł Wojtunik miał być śledzony, pod obserwacją miał być również jego dom i siedziba CBA. "Nie jesteśmy amatorami i wiemy, kiedy mamy ogon, a kiedy nie" - mówi tygodnikowi informator. Ponadto Komisja Nadzoru Finansowego przyglądała się ostatnio transakcjom giełdowym szefa CBA. Wojtunik jest miłośnikiem giełdy, ale grać zaczął dopiero w 2012 roku, kiedy był już szefem służby. W 2014 r. miał akcje kilkunastu spółek o wartości 168 tys. złotych. Analiza KNF, jak czytamy we "Wprost", nie wykazała nieprawidłowości. "PO myślała, że jak powoła Pawła Wojtunika na szefa CBA, to będzie miała psa, który będzie im wiernie służył. Pomylili się. Naraził się wszystkim i teraz każdy chce mieć na niego haka" - mówi tygodnikowi współpracownik Wojtunika. "Od jakiegoś czasu szuka się haków na szefa. Kiedy rok temu weszliśmy w związku ze sprawą Jana Burego do Sejmu, MSW zamówiło ekspertyzę dotyczącą możliwości odwołania Wojtunika. Cały czas się komuś narażamy" - uważają pracownicy CBA. Jak czytamy, w CBA podejrzewa się, że to ABW stoi za inwigilacją Wojtunika i jego otoczenia. Więcej w tygodniku "Wprost".