W ćwiczeniach wzięło udział łącznie 30 tysięcy żołnierzy. Punktem centralnym manewrów było tłumienie powstania wywołanego przez polską mniejszość na Białorusi. Z rządowej notatki, do której dotarł "Wprost", wynika zresztą, że Polska odgrywała w ćwiczeniach rolę "potencjalnego agresora". "Większość rozgrywanych epizodów (...) wskazuje na zdecydowanie ofensywny charakter działań" - czytamy w dokumencie. Oprócz tłumienia powstania manewry objęły także odparcie ataku na Gazociąg Północny na Bałtyku oraz desant na plaże obwodu kaliningradzkiego, która ukształtowaniem terenu miała przypominać polskie wybrzeże. Jak zdradza poseł PiS Karol Karski Rosjanie i Białorusini ćwiczyli też wystrzelenie pocisków mogących przenosić głowice atomowe. Wprawdzie nikt tego nie potwierdził oficjalnie, ale ponoć mówiło się o tym w kuluarach ostatniej komisji obrony. Według rządowej notatki "zademonstrowano także użycie wydzielonych samolotów z komponentu powietrznego strategicznych sił jądrowych Federacji Rosyjskiej". - To próba pokazania nam miejsca w szeregu. Nie zapominajmy, że wszystko odbywało się w 70. rocznicę wkroczenia wojsk radzieckich do Polski - powiedział "Wprost" poseł PiS Marek Opioła. Wagi rosyjsko-białoruskich ćwiczeń nie przeceniałby jednak ekspert wojskowy Tomasz Hypki. - Rosjanie po prostu testują sprzęt, który mają. Amerykanie też robią analogiczne próby - ocenił. Podobnego zdania jest Robert Tyszkiewicz z PO. Według niego manewry miały "wymiar bardziej propagandowy niż militarny". Stanowisko w sprawie rosyjskich ćwiczeń ma zająć Komisja Europejska. Wystąpili o to europosłowie Europejskiej Partii Ludowej na czele z Krzysztofem Liskiem, Pawłem Zalewskim i Jackiem Protasiewiczem. Zobacz galerię zdjęć z manewrów