O sprawie informuje Wprost.pl. Imię i nazwisko zostało przez redakcję zmienione. Pan Jan jest z wykształcenia pracownikiem budowlanym. Z dokumentów ze śledztwa, do których dotarł portal, wynika, że podobne sms-y otrzymywał już od kilku dni. 2 kwietnia dostał wiadomość: "Przeciwko twojemu krajowi jest prowadzona właśnie misja wywiadowcza". Dwa dni później odbiera takiego samego smsa. W dniach poprzedzających katastrofę smoleńską liczba wiadomości zwiększa się, nieznany nadawca wciąż informuje pana Jana o "wrogich działaniach obcego wywiadu". W nocy z 9 na 10 kwietnia dostał informację, że "nastąpi atak". Ten sms obudził pana Jana, próbował oddzwonić na numer nadawcy, usłyszał niezrozumiałe dla niego słowa po niemiecku. 11 kwietnia, dzień po katastrofie smoleńskiej, prokuratura wojskowa przekazała sprawę ABW. Z dokumentów śledztwa wynika, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego 11 kwietnia o godzinie 10.25 wkroczyła do mieszkania pana Jana, zażądała "wydania telefonu i dokonała oględzin". Pan Jan nie rozumiał, dlaczego dostawał tak dziwne sms-y. - Wygląda na to, że śledczy też nie wiedzieli - ocenia wprost.pl. Gazeta informuje, że ostatecznie okazało się, że z całą sprawą związany jest syn mężczyzny. 19-latek miał zabrać telefon ojca i zarejestrować jego numer w internetowej grze, w której buduje się wirtualne państwo. I właśnie dlatego mężczyzna dostawał takie wiadomości. Menedżer gry tłumaczy w rozmowie z "Wprost", że kilka dni wcześniej polskie serwery, z przyczyn technicznych, zostały wyłączone, dlatego sms-y przychodziły z numeru niemieckiego.