Jak informuje "Wprost", prokuratorzy bardzo dokładnie badają wątek gen. Błasika. O jego relacje z załogami rządowych samolotów śledczy wypytywali pilotów, ich rodziny, a nawet znajomych. Łącznie kilkanaście osób. Wdowa po techniku chor. Andrzeju Michalaku, który 10 kwietnia leciał do Smoleńska, dużą część swoich zeznań poświęciła na przykład szkoleniu surwiwalowemu w Zakopanem, do którego generał "zmusił" żołnierzy z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. "Zdaniem męża, zajęcia z przetrwania w trudnych warunkach nie miały sensu dla załóg samolotów transportowych, które nie mają szans na katapultowanie się, a co za tym idzie na przeżycie" - zeznała Małgorzata Michalak. Według jej relacji, kpt. Arkadiusz Protasiuk (dowódca rozbitego tupolewa) był zwolniony ze szkolenia ze względu na zły stan zdrowia - pisze "Wprost". Wdowa po dowódcy tupolewa kpt. Arkadiuszu Protasiuku miała zeznać: "Z rozmów z mężem wiem, że generał miał trudny charakter, był rozkazujący i apodyktyczny". Zeznania Agnieszki Grzywny, wdowy po drugim pilocie "tutki", potwierdzają, że obecność Błasika w kokpicie musiała działać na pilotów deprymująco: "Wydaje mi się, że mój mąż byłby na tyle silny, że nie uległby naciskom (...) jednakże taka sytuacja musiałaby być bardzo obciążającą dla męża" - zeznała Grzywna. Podobnie zeznawał przyjaciel Protasiuka, także były pilot (odszedł z jednostki, bo - jak mówi - bał się o własne życie): "Jeżeli on (gen. Błasik - przyp. red.) tam był, na pewno im nie pomagał, a jedynie przeszkadzał w koncentracji i podejmowaniu decyzji. Z mojego doświadczenia wiem, że do kabiny pilotów wchodzili w różnej fazie lotu pasażerowie, pozwalał im na to płk Pietrzak (Tomasz Pietrzak, były szef 36 SPLT). Pilot Jaka-40 Rafał Kowaleczko stwierdził, że Błasik nigdy nie wywierał presji na pilotów. Jeśli czegoś chciał, to po prostu brał sprawy w swoje ręce. Dosłownie. "Panie poruczniku, pan siedzi na moim miejscu. Ja będę leciał" - miał kiedyś usłyszeć od niego Kowaleczko. Według byłego dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka postępowanie Błasika nie było niczym nadzwyczajnym. Do kokpitu lubili zaglądać także i inni generałowie. "Takie zachowania wyższych przełożonych z Sił Powietrznych były powszechną praktyką" - stwierdził. Jedną z niewielu osób, które broniły generała, jest wdowa Ewa Błasik: "Był bardzo pryncypialny, jeśli chodzi o bezpieczeństwo". Jej zdaniem, nawet jeśli Błasik 10 kwietnia wszedł do kokpitu, to na pewno nie po to, by wywierać presję na pilotów. Wręcz przeciwnie, pewnie chciał być zderzakiem chroniącym załogę przed naciskami i pytaniami w stylu: "czy wylądujemy o czasie?", "czy zdążymy?". Więcej w najnowszym wydaniu "Wprost".