Tygodnik ujawnia, że były duchowny przedstawiał się imigrantom jako ojciec Leonard Kokosa i podawał się za prowincjała Zakonu św. Jana Jerozolimskiego (Joannici). Obcokrajowcy mieli płacić mu pieniądze nie tylko dlatego, że "odgrywał przed nimi rolę księdza zatroskanego o ich los", ale także dlatego, że "powoływał się na wpływy wśród wysoko postawionych urzędników wydających decyzje co do pobytu obcokrajowców w Polsce" - czytamy. Zdaniem "Wprost" o. Leonard to tak naprawdę Lech Zbigniew Kokosa. Ma 72 lata, jest byłym księdzem Kościoła Polskokatolickiego, został wyświęcony w 1971 r. Służył m.in. w Berlinie, pracował też Polskim Narodowym Kościele Katolickim w Nowym Jorku. Ks. Jerzy Bajorek, rzecznik prasowy Kościoła Polskokatolickiego mówi jednak, że tuż po powrocie ze Stanów został zawieszony. "Teczka z dokumentami Kokosy zaginęła, wyparowała. Nie mam gdzie tego sprawdzić" - mówi o powodach, choć dodaje: "Za to, co Kokosa robił już po tym, jak usunięto go z Kościoła Polskokatolickiego nikt z nas nie bierze odpowiedzialności". Głośno o Kokosie było już w 2005 roku, gdy Kuria Metropolitalna we Wrocławiu wystosowała komunikat ostrzegający wiernych przed działalnością fałszywego księdza, który posługiwał się imionami Mateusz oraz Lech.