- Dzikie stado krów z Deszczna nie trafi do uboju, będzie odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw - powiedział na konferencji prasowej szef resortu rolnictwa. Chodzi o stado bydła liczące 170-180 sztuk, które od wielu lat żyje na wolności w woj. lubuskim, wypasając się na polach rolników. Są to zwierzęta niezarejestrowane, nie mają właściciela i nie są pod opieką weterynaryjną. Pod koniec października powiatowy lekarz weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim wydał decyzję, "na mocy której właściciel zwierząt został zobowiązany do zabicia 170 sztuk bydła". W poniedziałek główny lekarz weterynarii poinformował, że "nie ma merytorycznych przesłanek do zmiany decyzji powiatowego lekarza weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim". Stado znalazło się na wolności po tym, jak kilka lat temu uciekło z gospodarstwa swojego właściciela. Z zagrody wymknęło się 10 sztuk. Bydło zaczęło się rozmnażać, w efekcie liczy dziś 170 sztuk. Służby odpowiedzialne za decyzję o uboju twierdzą, że właściciel zwierząt nigdy nie próbował ponownie zagonić zwierząt na swoją farmę, nie interesował się też losem zwierząt żyjących samopas. Obrońcy zwierząt zadają pytanie, dlaczego nikt nie interweniował wcześniej, kiedy stado nie zaczęło się jeszcze rozmnażać.